14 KULTURA
rzec o odkryciu termochemii? Postępy badań chemików osiągnęły w ostatnich dziesięcioleciach XIX w. ten punkt, w którym o termochemii powiedzieć można, że choć nie znana jeszcze, była przeczuwana — „wisiała już w powietrzu41. Za twórcę jej uchodził słusznie Berthelot, bo doszedł pierwszy do sformułowania jej zasad i ogłosił je pierwszy. Ale jednocześnie z nim w heidelberskim swym laboratorium Bunsen był również w trakcie odkrywania termochemii. Spóźnił się o kilka miesięcy i gdyby Berthelot nie był go uprzedził, jego sławilibyśmy jako założyciela nowej gałęzi wiedzy. A każdy z tych uczonych — Francuz i Niemiec — pracował niezależnie od drugiego, nie wiedząc o kierunku badań rywala. Jest w rozwoju kultury konieczność, która sprawia, że każdorazowy stan jej jest warunkiem stanu jej następnego. Twórczość jednostek, nawet najgenialniejszych,'.pomnaża lub zmienia to tylko, co było przed nimi, a kierunek jej określony jest przez to wszystko, co jako „kultura11 duchowa i materialna pozwala tymże jednostkom na rozwój ich twórczości.
Leonardo da Vinci był geniuszem przerastającym o wiele swój czas. Niemniej był on człowiekiem Odrodzenia i rozkwit jego wszechstronnego geniuszu tłumaczy się tym okresem. 0 dwieście, nawet o sto lat wcześniej nie znalazłby zrozumienia — więcej: nie rozwinąłby swoich zdolności. Geniusze wieków średnich tworzyli w innym kierunku i tworzyli inaczej. Jednostka — zresztą, jak zobaczymy, nigdy jednostka osamotniona, ale współpracująca z innymi, przeszłymi i współczesnymi — przyczynia się do budowy gmachu kultury, podobnie jak każdy poszczególny polip koralowy przyczynia się do budowy rafy. Ale rafa nie jest jego dziełem. Jest dziełem milionów polipów, które przeminęły, a jest oparciem polipów żyjących, które przez nią, istniejącymi w niej kanałami, są z sobą w związku i dzielą się pokarmem. Śmiało rzec można, że środowisko stanowi nie sama rozwijająca się na rafie gromada osobników, ale zarówno one, jak sama rafa, która je dzieli od siebie i od skały na morskim dnie i razem łączy jednakowością warunków życia. Nie inaczej z ludźmi. Społeczeństwo, to nie tylko zbiór jednostek. To także to wszystko, co jest za tymi jednostkami i co jest pomiędzy nimi: ta ogromna masa dóbr materialnych, praktykowanych sposobów opanowania i wyzyskania przyrody, narzędzi, technik, teorii, które człowieka dzielą od hipotetyzowanego przez myślicieli wieku XVII i XVIII „stanu natury11. ^To także obyczaje, formy obcowania, praktyki religijne, pojęcie o tym, co dohre a co zle, co piękne a co brzydkie — co ludzi łączy i dzieli. Oburzał się na to Rousseau, upatrujący w kulturze wypaczenie natury. Ubolewa! Tołstoj ustami swego bohatera w Zmartwychwstaniu., stwierdzając obecność przeszkód w bezpośrednim porozumieniu się człowieka z człowiekiem: obyczaje, przesądy, formy — podobne są do bruku nie dopuszczającego upragnionych kropel deszczowych do spiekłej ziemi. Tak jest: kultura sprawia, że człowiek nie jest istotą „natury11 w rozumieniu Rousseau: kultura jest środowiskiem, w którym Indzie są, rzec można, zatopieni i każdy między nimi stosunek_określony jest przez kulturę danej zbiorowości.
/
Ale czymże jest jednostka ludzka poza środowiskiem, rozumianym tak, jak je określiliśmy? Osobnikiem biologicznym, okazem gatunku. To, że jest czymś innym jeszcze, że np. nie tylko śpi i jada, ale sypia w pewien sposób, że jada w stałej porze i potrawę gotuje, że nie tylko zdolna jest strącić owoc znalezionym kijem, ale że kij przechowuje, ulepsza i z ulepszoną jego postacią zapoznaje się jako dziecko za sprawą rodziców, i to, że nie tylko grzeje się na słońcu, ale umie rozpalać ogień i sztukę tę przekazuje z pokolenia na pokolenie — to sprawa zbiorowości. Nie gromady osobników żyjących w „stanie natury41, nie ewangelicznych indywidualistów mających świat w obrzydzeniu — ale zbiorowości zorganizowanej, przechowującej zdobycze duchowe i materialne i pomnażającej je. Ludzka jednostka jest tej kulturalnej zbiorowości wytworem. Już Staszic mawiał, że „człowiek bez towarzystwa — tzn. bez społeczeństwa — nawet pomyśleć się nie da*‘. My zaś dodamy: bez tego dorobku, który dla zbiorowości ludzkiej jest treścią i formą jej życia, który sprawia, że nie jest li tylko gromadą osobników jednego gatunku, ale zespołem, istotnością żyjącą — spo-leczeństwem. Wszystko w człowieku ma początek społeczny i społecznie jest określone, poza tym jedynie, co wynika bezpośrednio z jego ustroju psychofizycznego.
Czyż jednak w świadomości każdego człowieka życie jego wewnętrzne nie przeciwstawia się wyraźnie zarówno duchowemu, jak materialnemu środowisku? Siebie samych przeżywamy, bezpośrednio siebie, gdy pożądamy i gdy rezygnujemy, gdy rozkoszujemy się pięknem i gdy przepełnia nas obrzydzenie, gdy nas unosi namiętność i gdy wysiłkiem woli opanowywamy się. Przeżycia te osiągają niekiedy napięcia tak wielkie, że zatracamy poczucie rzeczywistości tego, co nas otacza. Sprzeczność obowiązków doprowadzająca do samobójstwa, furia, w czasie której nie czujemy zadawanych nam przez przeciwnika razów, ekstaza czyniąca mistyka niewrażliwym na światło, dźwięk, dotyk — to są rzeczywistości bezpośrednie, w których obliczu blednie i pozorem się zdaje wszystko inne. Ale nawet i poza tymi wypadkami skrajnymi, to, że życie„naszę wewnętrzne jest jednym, a to, co jest na zewnątrz, drugim, wydaje się nam oczywiste. Przeciwstawiamy co chwila nas innym: „ja“ z jednej strony — „reszta44, „inni44, „świat cały44 z drugiej. Przy czym treścią tak rozumianego yją“ jest zarówno przedmiot gniewu, namiętności, radości, rozkoszy — jak sam gniew, przykrość czy rozkosz. Zarówno to, co wyobrażamy sobie jako dobre lub zle, ja^ko godne lub niegodne, piękne lub brzydkie, jak nasz do tęgo_stO: sunek.
Nie wynika stąd jednak, byśmy mieli — jak czyni wielu, zwłaszcza niemiee kich autorów — rozróżniać „kulturę44 rozumianą jako rozwój duchowy jed nneiLi i ovwi!Iyanip“ nhebmiiara materialny i orcanizacyiny dorobek zbioro