I wtedy rozpłakałam się.
— Zobaczyłam diabła w lustrze! — Łzy spływały ml po policzkach.
Petra przeżegnała się.
—Jezus, Maria, Józefie święty. Nic mów tego, dziecko!
Kwiliłam i nie mogłam się opanować. Mój głos był coraz głośniejszy: — W lustrze, proszę siostry, był okropny, z czerwonymi rogami i wężem wychodzącym mu z gardła.
— Uspokój się, Grace... — Petra przeżegnała się znowu i odsunęła od łóżka. — Przynieś jej szklankę wody — powiedziała do Colctcc.
Colette nalała szklankę wody z dzbanka i podała mi ją. Potem poklepała dobrodusznie Pctrę po plecach. Zakonnica zrzuciła jej rękę, wzruszając ramionami, i niepewnie spojrzała do lustra. Wyglądała jakby za chwilę miała wygłosić jakąś straszną przepowiednię.
Wypiłam wodę i przestałam drżeć.
— Grace, rozumiem twoje przerażenie, ale jesteś już dużą dziewczynką. Musisz być dzielna. To była tylko twoja wyobraźnia... — Petra spojrzała jeszcze raz w lustro.
— Zawsze jej to powtarzam, proszę siostry — odezwała się Co-lette. I zabrzmiało to bardzo racjonalnie i spokojnie.
— Czy tx> się już kiedyś zdarzyło?
— Tylko raz — odparłam niepewnie.
— Grace, nie powiem o tym nikomu. Diabeł uwielbia, kiedy się nim interesujemy. Wszyscy o tym wiedzą. Musisz się nauczyć nie zwracać na niego uwagi!
— Dobrze — przytaknęłam.
— I ani słowa o tym nikomu! — Petra groźnie spojrzała na Colette. — To nie może wyjść poza te cztery ściany. Gdyby matka przełożona się dowiedziała, najprawdopodobniej musiałybyście opuścić szkołę. Biskup zostałby w to zamieszany...
Przywołując Jezusa, Marię i Józefa kazała mi obiecać, że będę odmawiała modlitwę. Potem szybko wyszła, spojrzawszy Jeszcze na sufit. Wyglądała na przerażoną.
Colette ruszyła za nią.
— Dobranoc — zawołałam za nimi, spodziewając się wdzięcznego spojrzenia Colette, ale ona zamiast tego rzuciła tni wściekle gromy.
— Coś niesamowitego! — dodała, zaciągając gwałtownie zasłony. Czułam się tak, jakby mnie uderzyła. Płakałam przez całą noc.
A następnego ranka zobaczyłam, że spuchł mi środkowy palce
U lewej ręki.
Spotkałam Colette w drodze na mszę.
— Tak mnie boli palec, że nie mogę wytrzymać...
— Naprawdę? — rzuciła, wpatrzona w pieprzyk na swoim łokciu.
— Naprawdę. — Nie spuszczałam oka z Colette. — O co ci chodzi?
— O nic.
— Czy coś zrobiłam żłe?
■— Nic. Po prostu nic — odparła Colette gorzko.
A gdy schodziłyśmy na dół w milczeniu, spotkałyśmy Pcirę nit>-sącą kilka termoforów. Od razu ruszyła w przeciwnym kierunku.
Tej nocy Colette wróciła do swojego łóżka.
Cała kipiałam ze złości, kiedy wyjmowała z mojej szafki swoją szczoteczkę do zębów i piżamę. Sprawiała wrażenie obojętnej i obrażonej. O mój Boże, to ja przecież byłam pod obstrzałem. Za każdym razem, gdy o tym myślałam, przypominała mi się głowa Colette między moimi nogami i płonęły mi policzki.
Moje nogi były za grube.
Siostra Petra zerkała na mnie badawczo. Przerażona. Rzucała mi spojrzenia kogoś, kto wic, że stanie się coś strasznego. Nic mogłam tego znieść. Kiedy widziałam, że idzie, od razu się cofałam. Raz zauważyłam ją na drugim końcu korytarza, ale było już za późno na ucieczkę. Natychmiast zawróciła i zniknęła na schodach. Nigdy też nic zbliżyła się do mojego kącika po zgaszeniu świateł. Mogłam robić wszystko, co mi się podobało. Przy świetle księżyca układałam pasjansa na drewnianym parapecie. Wykończyłam cukierki. A bół w palcu nadal nie przechodził. Koniuszek palca był czerwony 1 spuchnięty. Owijałam go mokrą szmatką flanelową, która moczyła mi koszulę nocną.
Colette rozmawiała tylko z Trish. Najtrudniejszą rzeczą było uda-