'4
Sawicki, naczdiw sześć, zobaczywszy umie. wstał i wtedy zdumiałem się urodą jego gigantycznego ciała. Wstał i purpurą swoich bryczesów, malinową czapeczką przekręconą na bakier, orderami wbitymi w pierś przeciął izbę na pół, jak proporzec przecina niebo. Pachniało od niego perfumami i słodkawą świeżością mydlą. Jego długie nogi wyglądały jak dziewczątka zakute aż po ramiona w błyszczące bot forty.
Uśmiechnął się do mnie, uderzył szpicrutą w stół i przysunął ku sobie rozkaz, dopiero co podyktowany przez szefa sztabu. Był to rozkaz dla Iwana Czesnokowu, aby z powierzonym mu pułkiem wyruszył w kierunku Czugu-now-Dobrywódka, wszedł w styczność z nieprzyjacielem i lakowego zniszczył.
„...'które to zniszczenie - zaczął pisać naczdiw. za-bazgra wszy cały arkusz ..... zlecam na najwyższą odpowie
dzialność tegoż Czesnokowa, którego i kropnę na miejscu. o czym wy, towarzyszu Czosnokow. pracując ze mną na froncie nie pierwszy miesiąc, nie możecie wątpić...”
Naczdiw sześć podpisał z zakrętasem rozkaz, cisnął gońcom i zwrócił ku mnie szare oczy, w których tańczyła radość.
Podałem mu papier o odkomenderowaniu mnie do sztabu dywizji.
— Przeprowadzić przez rozkaz — powiedział naczdiw. — Przeprowadzić przez rozkaz i wciągnąć na pełne zaprowiantowanic bez dodatku frontowego. Piśmienny?
— Piśmienny — odpowiedziałem, zazdroszcząc żelazu
t
kandydat praw petersburskie-
i barwom lej młodości -go uniwersytetu...
— Ty z nieci o nosków
wykrzyknął śmiejąc siej
i okulary na nosie. Co za chuderlaczek!... Przyisyłają was, naweit nie zapytawszy, a tutaj rżną za okulary. Pobędziesz z nami, eo?
— Pohędę - — odpowiedziałem i poszedłem z kwatermistrzem na wieś szukać noclegu.
Kwatermistrz niósł na plecach mój kuferek, wioskowa ulica leżała przed nami, wydrążona i żółta jak tykwa, konające słońce wydawało na niebie ostatnie różowe tchnienie.
Z 1)1 iżyliśmy sic; do chaty z malowanymi wieńcami; kwa-tcrinislrz zatrzymał się i rzekł nagle z uśmiechem zakłopotania :
— Utrapienie Lu u nas z okularami i w karby ująć niepodobna. Człowiek uczony... z takiego duszę tu wytrząsną. Ale spróbuj tylko naruszyć damulkę, najhardziej niewinną damulkę, wtedy dopiero będziesz miał mir u wojaków...
Stropił się, jak by niezdecydowany, co począć z moim kuferkiem, przysunął się do mnie jak najbliżej, po czym odskoczył z determinacją i wbiegł na pierwsze podwórze.
■Na sianie siedzieli Kozacy goląc jeden drugiego.
— Oto, wojacy — rzekł kwatermistrz i postawił kuferek na ziemi. — Zgodnie z rozkazem towarzysza Sawickiego macie przyjąć tego człowieka na kwaterę, i bez wygłupiania się, jako że ten człowiek poszkodowany jest z przyczyny nauki...
Kwatermistrz poczerwieniał i odszedł, nie oglądając się. Przyłożyłem rękę do daszka i zasalutowałem Kozakom. Młody chłopak z opadającymi lnianymi włosami, o przepięknej riazańskiej twarzy podszedł do mojego kuferka i wyrzucił go za wrota. Po czym odwrócił się do mnie
j