— Zakonnice nic zobaczyły jej już żywej.
— Czemu?
Znów przerwałam nasłuchując.
— Bo podcięła sobie żyły jeszcze tej samej nocy. I od tego czasu tu straszy.
— O nic!
— Nie wierzę ci.
— Dlaczego?
— Bo gdyby on naprawdę był kowbojem, nigdy by nic wyszedł tak cicho.
— Prawda jest dziwniejsza niż fikcja — orzekłam i znowu nasłuchiwałam.
— Ale to dziwne, z tymi włosami, prawda? — stwierdziła Brenda. — Ciekawa jestem, co one robią z tymi wszystkimi włosami?
— Sprzedają perukarzom — odpowiedział ten sam głęboki glos.
— No już, koniec. Tylko przywołujecie duchy takim gadaniem. Kto się teraz odezwie, będzie musiał zapłacić pięćdziesiąt pensów.
Szepty powoli cichły. Czekałam na Colctte, ale nie przyszła. Wyciągnęłam latarkę i próbowałam czytać pod kołdrą, ale litery szybko zlały mi się w czarną piarnę rozczarowania.
Następnego dnia musiałam znowu odwiedzić doktora Buckley’a. żeby opatrzył mi palec. Siostra Carmcl poszła zc mną.
— Potrzebujesz kogoś odpowiedzialnego — orzekła.
Tak było bezpieczniej. Doktor Buckley nic wymyśli wtedy czegoś dziwnego w rodzaju pakowania nas do samochodu zjcromcm. Naprawdę przyjemnie się szło z Carmcl. Nie rozmawiałyśmy dużo, ale nłe miało to znaczenia. Wszyscy się do nas uśmiechali. Nawet nic miałam ochoty na słodycze, gdy przechodziłyśmy obok Smartsa.
Kiedy dotarłyśmy na Castle Road, niebo zrobiło się szare. Chmury zdawały się wisieć nad domem doktora Buckleya. Dom nic się nie zmienił od mojej ostatniej wizyty, gdy przyszłam tu z Coletie.
Carmcl cicho zapukała do drzwi. Nikt z pewnością nic usłyszał jej pukania. Oczywiście nic mogłam jej powiedzieć, żeby zastukała
mocniej, ale byłam trochę na nią zła, że jest taka delikatna i cierpliwa. Ciągle miałam ochotę potrząsnąć siostrę Carmcl i musiałam zwalczać to uczucie.
— O, już nie ma kwiatów — powiedziała.
— A były tu kiedyś kwiaty?
— O tak. Kiedy pani Buckley żyła. Wygrywali wtedy wszelkie konkursy.
'. — I to ona zajmowała się kwiatami?
— Nic, on.
Drzwi skrzypnęły i stanął w nich lekarz.
•—Już się martwiłem, że nie przyjdziecie — powiedział doktor Buckley. Jego twarz była jeszcze bardziej czerwona niż poprzednio.
Już miał przygotowany piekący roztwór do mojego palca.
— Nic musimy tego robić. Jeśli cię to boli — zaznaczył pauząc mi w twarz. Szybko włożyłam palec do płynu. O Boże, doktor był taki bczuoski, że sama musiałam się o siebie martwić. Mogłam przecież dostać gangreny czy czegoś innego. Miałam nadzieję, że przynajmniej bandaże były czyste. Przecież mógł je zwijać Jerome. A może ich używał przede mną... Na samą myśl o tym zrobiło mi się słabo.
Doktor Buckley wszędzie narozsypywał proszku odkażającego, ale przynajmniej w zawijaniu bandaża był dobry. Sztywno, ale nic za mocno. Potarłam zabandażowany palec o policzek. Lubiłam mleć laki opatrunek. Wiedziałam, że będę za nim tęskniła, kiedy palec się już zagoi.
Pani A. była na wakacjach.
— Wysłałem ją do Ballybunion na dwa tygodnie. To wspaniała sprawa! Trochę wolności zawsze się przydaje!
— Nigdy tam nic byłam — przyznała Carmcl i zwróciła się do mnie. — A ty, Grace?
— Nic miałem na myśli jej i Ballybunion, ale moją wolność. Teraz mogę robić wszystko, co mi się podoba!
Carmcl ucichła. Rozumiałam ją. Obie byłyśmy zbite z tropu słysząc coś takiego. To nic było w porządku w stosunku do pani A. i skierowało od razu moje myśli w stronę tych rzeczy, które doktor Buckley chciał robić, kiedy był sam. Podejrzewałam, żc pił czy coś tym rodzaju. Albo może zwabiał młode dziewczyny do swojego gabinetu...
-73-