138
U dziewic na piersiach, miesiące 510 Tak to dziecko zawieszone Na piersiach jej, już zielone,
Już nie dziecko u kobićty (Jak to lud powtarzał głupi),
Ale od czarów użyty su Jakiś wielki miesiąc trupi,
Ukradziony u gwoździarzy.
Dość, że za nią poszły pułki,
Za nią starowierce starzy.
Aż skry, ogniste jaskółki,
520 Na Żydowicę napadły;
I od włosów jeść począwszy,
Ciągle przerażoną jadły,
Aż upadła. — Chciałem wtedy,
Pomiędzy ludem stanąwszy,
525 Choć Szwed, mówić do czeredy:
Ale łedwiem się pokazał,
Krwią mię obłoconą zmazał Ów lud, który cudzoziemca Szweda kładzie obok Niemca
: 530 I obu równo przeklina... N *
Została mi więc jedyna Obrona w dobytej szpadzie,
We wzroku i w rejteradzie Spokojnej, we lwa odwrocie..
535 A wtenczas żołdactwa krocie I różnej broni motłochy Napadły na ciemne lochy,
Gdzie polskiego księdza skryto,
I przed białym karmelitą
madzeni tu polegli wojownicy *12 prowadziła MM Jedna brama- Zgr0'
bórych usługiwały im walkSe iifil| 0288 na ćw“3e,liach wojennych i ucztach, przy
540 We krwi i czarnych kajdanach,
Popadały na kolanach,
Sine pokazując strupy I krzycząc, że zaraza je goni...
KRECZETNIKOW
Ot ja teraz poszedł w trupy!
545 Ot Puławski, szpada w dłoni I śmierć dla Kreczetnikowa!
Powiedz tam, niech będzie zdrowa'
Moja żona, moje dziatki.
Ot nieszczęścia! ot wypadki!
550 Już ja trup, pokojnik Boży!
PUŁAWSKI odkrywa namiotu skrzydło i pokazuje się plac pełny żołnierstwa, chorych szpitalnych. Niektórzy leżą prawie nadzy na tapczanach, trupom podobni. W środku motłochu, na rusztowaniu z łóżek szpitalnych, stoi KSIĄDZ MAREK z krzyżem, w ■ podartym i pokrwawionym habicie.
K. PUŁAWSKI
wstrzymując Kreczetnikowa
Stój! gdzie leciśz?
KRECZETNIKOW
Puść, niech ginę!
Niech się ziemia pode mną otworzy!
KS. MAREK
Dziatki moje blade, sine,
Leżące u nóg jak żyto:
555 Tam wasz jenerał z dobytą Szpadą śmierci szukający;
A ja tu, nędzarz cierpiący,
Egzaltowan w ludzi tłoce,
Pasterz... Bo Pan niebios pragnie,
560 Aby tu dwie' były moce,
w. 550 pokojnik Boży (ros.) — nieboszczyk.
w. 558 Egzaltowan w ludzi tłoce —- tu: natchniony wśród gromady ludzi.