Czfśe pierwsza. O nauee
Historia nauki pokazuje, że traktowano w len sposób tezy astronomii, biologii ogólnej (ewolucjonizm), językoznawstwa, genetyki, nie mówiąc już o naukach społecznych, o historii, socjologii czy ekonomii. Pięknie o tym pisał kiedyś Stanisław Ossowski w swej niezapomnianej polemice o sens marksizmu’. Uronił on wówczas marksizmu jako teorii naukowej występując przeciw traktowaniu tej doktryny jako zawołania bojowego, ponieważ, wtedy ona kostnieje, stając się oficjalnie nietykalna dla krytyki.
Cenność zyskania sobie opinii uczonego jest tym większa, im większa jest uświadomiona społecznie rola nauki. W naszej epoce uczony, jako wypowiadający się autorytatywnie o tym. jak jest, głoszący tezy. które mają wesprzeć czyjeś poczynania w oczach opinii publicznej lub leż właśnie podważyć ich zasadność, wreszcie konsolidujący więź grupową albo osłabiający ją poprzez wypowiedzi nonkonformistyeziie — podlega rozmaitym formom nacisku, niekoniecznie lak drastycznym jak przymus fizyczny (choć i to w dziejach bywało) lub zniewolenie ekonomiczne. Częstsze są środki oddziaływania na ambicje osobiste, umiejętne rozdzielanie awantaży o charakterze prestiżowym, rozmaite subtelne formy okazywania uznania lub dezaprobaty.
Wszystko to są zjawiska społeczne dość dobrze znane. Mniej oczywiste jest zagrożenie obiektywności nauki pochodzące od czynników wewnętrznych. Sama bowiem nauka wytwarza toksyny, które są ubocznym produktem sukcesu. I wypada je uznać za tym groźniejsze, im większy jest sukces.
Zgodnie ze znanym spostrzeżeniem Thomasa Kuhna ’. wybitne, istotnie oryginalne osiągnięcie naukowe wywołuje serię prac idących jego śladem. Powstaje pewien wzorzec („paradygmat") uprawiania danej dziedziny badań. Uczeni, którzy swoją karierę zawodową związali z rozwijaniem owego paradygmatu, skłonni są go bronić wbrew symptomom dezaktualizacji. Zresztą niezależnie od interesów osobistych sama sugeslywność paradygmatu, nawyk myślenia jego kategoriami, utrudnia przyjęcie argumentów', które przemawiają przeciw niemu.
Zjawiskiem zbliżonym są szkoły naukowe, które słusznie uważa się za coś zasadniczo pożądanego. Wiadomo jednak, że szkoła wy twarza swoje lojalności, ze względu na które dysydenci nie są szczególnie łubiani. Dzieje się lak często wbrew intencjom twórcy szkoły i nawet długo po jego śmierci. Jako przykład służyć może sz.kola Leona Petrażyckiego (teoria prawa) lub Stanisława I cśniewskiego (logika).
Nie będę tu szczegółowo przypominał czynników, o których psychologia ma sporo do powiedzenia: iiiercyjność systemu przekonali, niechęć przyznania ■aę do pomyłki, zaangażowanie w spór, który jest przecież lormą walki. Lonsekucncją bywa najczęściej nic tyle tendencyjność rozmyślna, ile wv-twoizenie się fałszywej świadomości, włączenie mechanizmów maskujących •a-d; obiel o ” i-'iim przed a ni"i cl leksją pod mi!-hi. .lal kol wici; w ięc sam postulat
....... \
, / .
S Oss'|iYs}:». AŃ; \zlahai.h mai ksizimi^ w Dzielą, lii. PWN. W‘ni• i P>7(i ss. 717! | NK.
obiektywności nauki wydaje się banałem, istnieją dość liczne powody natury społecznej i psychologicznej, by problem jego realizacji uznać za daleki od banalności.
Tyle na temat znaczenia najpotoczniejszego. przy którym obiektywność jest antonimem tendencyjności. Bardziej filozoficzny sposób pojmowania obiektywności nauki utożsamia ją z niezależnością od podmiotu. W wersji metodologicznej żądanie, by nauka była obiektywna, sprowadzałoby się do postulowania jej intersubiekiywnej spnmcbitlno.ści. Postulat len. będący swego czasu sztandarowym hasłem pozytywizmu, podlega różnym interpretacjom. Z pewnością nie wszystkie dadzą się zaakceptować, choć zasadnicza tendencja jest przekonywająca. Przed nieobieklywnośeią w pierwszym znaczeniu broni minkę właśnie publiczny charakter jej twierdzeń, fakt. iż podlegają one sprawdzeniu, które w zasadzie może wykonać każdy. Dzięki temu nauka jako działalność uprawiana zbiorowo kontroluje odchylenia od obowiązujących w niej wzorców metodologicznych.
Cóż to jednak znaczy, iż jakieś twierdzenie jest inlersubiektywnie sprawdzalne? Odpowiada się: jest ono takie wówczas, gdy istnieje metoda pozwalająca przekonać się o jego prawdziwości lub lalszywości. Otóż rygorystyczna interpretacja powyższej tezy doprowadziłaby do wniosku, że stosunkowo niewiele twierdzeń nauki ma tę pożądaną własność.
Po pierwsze bowiem: metody postępowania naukowego dalekie są od zadowalającej artykulacji. Postępowanie badacza przebiega najczęściej wedle reguł opanowanych naśladowcze, których treści, a nawet istnienia, nie uprzytamnia sobie ani ów badacz, ani ten. na kim się on wzorował. Mówiąc więc o „istnieniu" metody weryfikacji musimy określenie to interpretować bardzo liberalnie, rozciągając je na takie przypadki, w których metodę dałoby się sformułować, choć dotychczas nikt tego nie zrobił.
Przypuśćmy, że przyjmujemy taką interpretację. Powstaje wówczas trudność znacznie poważniejsza, której źródłem jest niekonkluzywność metod empirycznej weryfikacji twierdzeń. Polega ona. jak wiadomo, na tym. że z. danych doświadczalnych nie wynika ani twierdzenie weryfikowane, ani jego negacja (co najwyżej wieloczłonowa alternatyw a, której jednym ze składników jest owa negacja). Prawie nigdy nie udaje się zweryfikować izolowanego twierdzenia. A często związek między danymi i twierdzeniem weryfikowanym ma charakter probabilistyczny, co czyni zasadniczo niemożliwym skonstruowanie niezawodnej metody weryfikacji.
Ale może istnieje metoda w jakimś innym sensie najlepsza, taka zatem, która nadawałaby się na narzędzie weryfikacji inlersubiektywnej? Rozpatrzmy lę kwestię w odniesieniu do hipotez probabilistycznych, tzn. takich, w których orzeka się prawdopodobieństwo zajścia zdarzenia danego typu. Biologia czy fizyka, nie mówiąc już o naukach społecznych, zawierają niemało takich hipotez.
Oczyw iście żadna obserwacja nie podważa ich ani nie potwierdza w sposób delinilywny, podobnie jak żadna liczba rzutów monetą nie pozwala ustalić z całkowitą pewnością, czy la moneta jest rzetelna. Można natomiast for-
'> Kilim. Snu! nn <7 / en nhn ji runtknu i’<7/. ifłjiii S Am J"i tl:!nr:l. i. I’\\ W. W ;t i w :i