— Chyba to już gdzieś słyszałam. Chociaż nic pamiętam, co to znaczy. No więc?
— Zmarnowany od narkotyków. Brałem jak szalony.
— Marihuanę — rzuciłam udając znawcę.
— Nic zaliczam marihuany do narkotyków. — Położył się na łóżku. — Brałem LSD, stara
Uznałam wtedy, źe mam dosyć tej dziecinady z wprawianiem mnie w zachwyt. Przyglądał się mi spod przymkniętych powiek i szczerzył zęby. Zupełnie tak jak Colettc.
— Chodź tutaj.
Podeszłam do łóżka, a on złapał mnie za rękę.
— Wiem wszystko o tobie i Colette...
Obejmował mnie ramieniem. Marzyłam, żeby mnie pocałował. Nic zrobił tego, lecz położył mi palec na ustach. Nie poczułam zapachu tytoniu. Potem przyciągnął mnie do siebie. Cały czas mówiłam sobie, że muszę wstać, bo ktoś może nas przyłapać, ale to było takie wspaniałe. Byłam pewna, że już nas szukają. Johnny trzymał mnie naprawdę mocno, jego ramiona były jak ze srali.
W kodcu pozwoli! mi się wyswobodzić. Wstałam ł od razu zrobiło mi się zimno. Poczułam się nieswojo. Johnny usiadł i zapalił papierosa. Na szafce zauważyłam egzemplarz Poznajmy nasze ciała.
— Dzięki za pomoc, mała.
Usiadłam na brzegu łóżka i przyglądałam mu się zdziwiona.
— C6t, lepiej już wracaj do gromadki na dole...
Naprawdę wyglądał na skrajnie wyczerpanego.
Poczułam się okropnie. Podbiegłam do drzwi.
— Poczekaj! Jeszcze Jedno...
— Co?
— Ten buziak był od Colettc — uśmiechnął się i znów wrócił do pozycji leżącej. Nie spuszczał ze mnie oka. Odwzajemniłam jego uśmiech, mimo żc bardzo mnie uraził. Tak jakbym się tego spodziewała od samego początku. Musiałam szybko wyjść, bo łzy napływał)' mi już (ło oczu. Pomachałam mu i zamknęłam drzwi za sobą.
Na korytarzu przełknęłam ślinę i zobaczyłam zbolałą twarz w ogromnym, owalnymi lustrze. Naprawdę mnie skrzywdził.
O Jezu, wkurzałam się! Schodziłam na dół wymyślając mu w skry tości ducha. Zaczynając od tej jego okropnie ogolonej głowy. Pr^" najmniej nie będę już musiała oglądać tej przebrzydłej gęby. Usta-lilam, że pojadę do Paryża po skończeniu szkoły. On nic dla moknie znaczył, po prostu chciałam być dla niego miła. Kie powinnam była wchodzie to tego pokoju.
— Czekaj! — krzyknął za moimi plecami. Nie usłyszałam, kiedy wyszedł z pokoju. Pewnie skradał się, żeby mnie przestraszyć.
— Co? — spytałam rozglądając się dookoła. Nikogo nie zauważyłam.
— Wiem też o siostrze Carmcl —Johnny kołysał się na górze.
— Co wiesz? — prawie krzyknęłam.
Johnny pokręcił głową i mrugnął do mnie. Złowieszczy uśmiech przeszedł mu po twarzy.
— Co masz na myśli?
Powieki Johnny’cgo zwężały się i coraz bardziej przypominał Co-lette. Musiałam przytrzymać się barierki, żeby nic upaść.
— Ona musi umrzeć — powiedział i zaczął czegoś szukać w lewej kieszeni dżinsów. — Zamierzam wyrwać jej to tłuste serce...
Patrzyłam jak jego dłoń głaszcze lcvisy, ale nie widziałam odcisku noża wjego kieszeni. Na pewno żartował.
— Ona nie ma tłustego serca! — Było ml głupio, że musiałam to powiedzieć.
— Jasne, ty wiesz najlepiej... —Johnny znowu włożył rękę do kieszeni. Nic przyszło mu to łatwo, bo dżinsy były strasznie obcisłe. Nie mogłam zrozumieć, jak znalazł tam miejsce na nóż.
— Słuchaj no, draniu... — Nic mogłam znieść tych obelg pod adresem Carmcl. Zaczęłam stukać pięścią w dłoń.
Johnny patrzył na mnie. Jego oczy były czerwone od płaczu. Zrobiło mi się go żal.
— Odpieprz się! — Zaczęłam łkać i uciekłam do reszty dziewczyn z gwardii honorowej.
W drodze powrotnej w autobusie dziewczyny płakały, wzdychały i sapały. Wyglądałam przez okno obserwując czarne drzewa, żółte lampy uliczne, a potem znowu czarne drzewa. Na koniec pojawił się jeden oświetlony dom przy wiejskiej drodze między miastami. Paula zaczęła odmawiać różaniec. Wszyscy płakali.
Nie mogłam oprzeć się myśli, żc może zbyt ostro potraktowałam Johnny'cgo. Było oczywiste, że jest oszalały z żalu. Ale dlaczego mic-
151-