IV. Zasady tworzenia typów społecznych 115
obserwacji. Rodzaj to tylko resume jednostek. Jakże tedy go tworzyć, nie zaczynając od pełnego opisu każdej z nich? Czyż nie jest obowiązująca zasada wznoszenia się do uogólnień dopiero po przeprowadzeniu pełnej obserwacji poszczególnych wypadków? Z tego właśnie powodu chciano niekiedy odłożyć uprawianie socjologii do tej nieskończenie odległej epoki, kiedy to historia w badaniu poszczególnych społeczeństw dojdzie do wyników wystarczająco obiektywnych i określonych, aby można je było z pożytkiem porównywać. W rzeczywistości jednak przezorność taka jest tylko pozornie naukowa. Nie jest bowiem ścisłe twierdzenie, iż nauka może ustalać prawa dopiero po wzięciu pod uwagę wszystkich faktów, które te prawa wyrażają, lub że może tworzyć rodzaje dopiero po wyczerpującym opisaniu jednostek objętych przez dany rodzaj. Prawdziwa metoda eksperymentalna zmierza raczej do wyrugowania pospolitych faktów, których dowodowa wartość zależy od wielkiej liczebności, a przez to samo pozwalających tylko na niepewne konkluzje, na rzecz faktów - jak mówił Bacon1 - mzstrzygających czy też faktów-drogowskazów, które same przez się, niezależnie od ich liczby, mają naukową wartość i są dla nauki interesujące. Postępowanie takie jest zwłaszcza niezbędne wtedy, gdy chodzi o tworzenie gatunków i rodzajów. Zrobienie inwentarza wszystkich cech jednostki jest zadaniem nie do rozwiązania. Każda jednostka jest nieskończonością, a nieskończoności nie da się wyczerpać. Ograniczyć się do właściwości najbardziej zasadniczych? Ale na jakiej zasadzie można je wybrać? Potrzebne jest do tego kryterium ponad-jednostkowe, a tego najlepiej zrobione monografie nie zdołają nam dostarczyć. Nie warto nawet zabiegać o taką skrupulatność, gdy można przewidywać, że im liczniejsze będą cechy służące za podstawę klasyfikacji, tym trudniej będzie sprawić, aby różne ich kombinacje występujące w poszczególnych wypadkach przedstawiały podobieństwa i różnice dostatecznie wyraźne dla tworzenia na ich podstawie określonych grup i podgrup.
Jeśli nawet za pomocą tej metody można zrobić jakąś klasyfikację, będzie ona miała tę wielką wadę, że nie nada się do celów stanowiących jej rację bytu. Powinna ona mianowicie mieć za zadanie przede wszystkim skrócenie pracy naukowej poprzez zastąpienie nieskończonej mnogości jednostek ograniczoną liczbą typów. Traci ona ten walor, jeśli typy miałyby być tworzone dopiero po uwzględnieniu i zanalizowaniu w całości wszystkich jednostek. Nie może ona ułatwić badania, jeżeli polega wyłącznie na podsumowaniu badań wcześniejszych. Prawdziwa jej użyteczność zależy od tego, czy pozwala klasyfikować także cechy inne niż te, które służyły jej za podstawę, czy stwarza ramy dla faktów przyszłych. Rola jej to dostarczenie punktów orientacyjnych, którym moglibyśmy przyporządkować nowe obserwacje, nie zaś tylko te, które same nam ich dostarczyły. Ale w tym celu musi być ona zrobiona na podstawie nie pełnego inwentarza wszystkich cech jednostkowych, lecz małej ich liczby, szczególnie starannie wybranej. Dzięki temu posłuży ona nie tylko do wprowadzenia odrobiny ładu do gotowej już wiedzy, ale i do jej pomnażania. Kierując obserwatorem, zaoszczędzi mu wielu wysiłków. W ten sposób, opierając klasyfikację na tej
Zob. Franciszek Bacon, Novum Organum, tłum. Jan Wikarjak, Warszawa 1955, ks. 2, af. 36.