m
w
W
94 Wychowanie jako zwalczanie zdrowych instynktów życiowych
Oto szczęśliwy ojciec bezsensownie popuszczający cugli i darzący? pieszczotkami, aż nagle wylania się zza szafarza łask kapral z pej|i czem gotowym do bicia dzieci. Miał opracowany cały system kar, icK'H pełny katalog. Zaczynało się od polajanek i wybuchów gniewu — to2 dawało się jeszcze znieść i mijało jak wiosenna burza. Potem sz\ó\ ciągnięcie, wykręcanie i szczypanie w ucho, policzkowanie i słynnej prztyczki w głowę. Potem wypędzenie z pokoju i zamykanie w piwnica, cy. 1 dalej: dziecka się nie zauważało, pomijało się je za karę upoka--^ rzającym i zawstydzającym milczeniem. Kazało rou się biegać na po-'^ syłki, pakowano do łóżka albo kazano mu znosić kapustę do piwnicyffa A wreszcie jako kulminacja i przestroga na przyszłość następowała*! główna kara, ta właściwa kara, przykładowy wymiar kary. Ta kara| była zarezerwowana dla ojca i wymierzana przez niego żelazną ręką.*$ W imię porządku, posłuszeństwa i ludzkości, by sprawiedliwości stałoś się zadość i aby dziecko się nauczyło zasad sprawiedliwości, wymie-^i rżano mu karę chłosty, ów kapral drzemiący w ojcu brał rózgę i scho-Jf dził do piwnicy. Za nim szło dziecko, nie bardzo wiedząc, czym wła-^j ściwie zawiniło. Miało albo wyciągnąć przed siebie ręce (dłońmi do= góry) albo przewiesić się na kolanie ojca. Razy były bezlitosne i do-' kladne, wyliczane głośno bądź cicho, \ nie moina się było od nichjt wywinąć. Kapral wyrażał następnie swoje ubolewanie, że został zrou-^J szony do zastosowania takich środków, twierdził, że cierpi z tegó'^ powodu i naprawdę cierpiał. Zastosowanie takich środków rodziło gotrwale przerażenie. Ale kapral żądał wesołości. Z udawaną wesoło-,^ ścią wychodził z piwnicy, dawał jej dobry przykład w naładowanej^ atmosferze i był urażony, te dziecku ani było w głowie podzielać jego:S dobry nastrój. Przez wiele dni, zawsze przed śniadaniem, powtarzała!^ się piwniczna chłosta. Stała się rytuałem, a żądanie po niej dobrej?? miny szykaną.
Przez resztę dnia miało się zapomnieć o karze. Nie mówiło się-^ o winie i pokucie, odkładało się na bok sprawę sprawiedliwości i nie-sprawiedliwości. Pogoda dzieci gdzieś znikła. Pobladłe, milczące lubjj ukradkiem popłakujące, dzielne, pochmurne, zawzięte i żałośnie bez-..t|. radne nawet nocami tkwiły w dybach sprawiedliwości. Spadała na?| nie i wymierzała im powalający cios, do niej należało ostatnie słowo, które padało z ust ojca, ów kapral tkwiący w ojcu karał także na jLjs urlopie i byt srodze rozżalony, kiedy go dziecko spytało, czy nie chce czasem znów wrócić na wojnę (s. 55 i n.).
„Czarna pedagogika" 95
Jest niemal cudem, że Christoph Meckel, mimo „dobrego wychowania", jakie odebrał, mógł się zdobyć na taki portret ojca. Być f-może zawdzięcza to okoliczności, że jego wychowywanie, przynajmniej przez ojca, uległo przerwie na kilka lat wojny i okres pobytu 'ojca w obozie jenieckim. Ludziom, którzy byli nieprzerwanie tak traktowani przez całe dzieciństwo i lata młodzieńcze, trudno by przyszło tak otwarcie pisać o swoim ojcu, ponieważ w ciągu tych rozstrzygających o całym życiu lat musieli co dzień się uczyć, jak się bronić przed doznawaniem bólu otwierającym oczy na prawdę. Będą wątpić w prawdę swego dzieciństwa i wyznawać teorie, według których dziecko nie jest ofiarą projekcji dorosłych, ale samo jest podmiotem własnych projekcji.
Nagłe wybuchy wściekłości są najczęściej wyrazem głębokiej rozpaczy, ale poglądy na sprawę bicia i przekonanie, że nie przynosi ono żadnej szkody, służą ukryciu i nierozpoznawalności skutków tego postępowania. Zobojętnienie dziecka na ból prowadzi mianowicie do tego, te przez całe swoje życie nie pozna prawdy o samym sobie. Tylko świadome przeżycie własnych uczuć mogłoby umoźłi-wić dostęp do tej prawdy, ale tego właśnie uczynić mu nie wolno...
W roku 1943 Himmler wygłosił swoją słynną „poznańską mowę", w której wyraził oddziałom SS uznanie w imieniu narodu niemieckiego za pełną eksterminację Żydów. Cytuję tu fragment owego przemówienia, które pomogło mi w 1979 r. zrozumieć wreszcie coś, czego psychologicznego wyjaśnienia daremnie szukałam od trzydziestu lat:
Chcę tu pomówić z wami całkiem otwarcie o pewnej bardzo trudnej sprawie. Między sobą powinniśmy mówić o niej całkiem szczerze, choć nie dopuszczamy jej do wiadomości publicznej... Mam na myśli żydowską ewakuację, wytępienie narodu żydowskiego. To się łatwo mówi. „Trzeba wytępić naród żydowski, to jasne, to jest zapisane w naszym
' r-.'' V
96
Wychowanie jako zwalczanie zdrowych instynktów życiowych
programie" — tak powie każdy członek partii. „Wyeliminować Żydóefijs wytępić ich! Zrobimy to". A potem pojawiają eię ci wszyscy, 80 nów dzielnych Niemców, a każdy z nich ma swego dobrego Żyda. N&S tak, to jasne, wszyscy inni to świnie, ale ten Żyd jest całkiem kowy. Spośród tych, co to mówią, nikt tego [eksterminacji] nie ogląda nikt nie musiał tego znieść. Większość z was wie, co to znaczy, kied się ogląda sto leżących obok siebie trupów, pięćset albo nawet tyaią Musieliśmy to znieść, a zarazem — nie licząc słabeuszy — pozost przyzwoitymi ludźmi, to nas zahartowało. Jest to nigdy nie zapisai chwalebna karta naszej historii, która i w przyszłości nie zostań zapisana... Zabraliśmy im bogactwa, jakie posiadali. Wydałem st nowczy rozkaz... że owe bogactwa mają być bez reszty przekazań Rzeszy. Nic z nich nie wzięliśmy dla siebie. Ci nieliczni, którzy kroczyli przeciw temu zarządzeniu, będą, zgodnie z moim na samy początku wydanym rozkazem, odpowiednio ukarani. Rozkaz ten)! brzmiał: Kto weźmie dla siebie choć jedną markę, będzie skazany śmierć. Pewna liczba esesmanów — nie było ich zbyt wielu — do-| puściła się tego wykroczenia i zostaną, bez prawa łaski, skazani na,|. śmierć. Mamy moralne prawo, mamy obowiązek wobec naszego na-^j rodu, by pozabijać tych ludzi, którzy chcieli nas wymordować. Nie* mamy jednak prawa wzbogacić się choćby jednym ich futrem, jednym. zegarem, jedną ich marką czy papierosem, czy czymkolwiek innym..§ Nie chcemy, skoro wypleniliśmy bakcyla, ostatecznie zakazić się nim j i umrzeć. Nie będę nigdy się przyglądać, jak się pojawia i rozszerza: najmniejsza nawet plama rdzy. Gdziekolwiek się pojawi, mamy ją wspólnie zniszczyć. Ogólnie jednak możemy powiedzieć, te spełnili- ', śmy 2 miłości do naszego narodu owo najtrudniejsze zadanie, nie; ponosząc przy tym żadnych szkód w naszych wnętrzach, w naszych • duszach i charakterach (cyt. w: J. Fest, op. cit., a. 162 i 166).
Przemówienie to zawiera wszystkie elementy skomplikowane go mechanizmu psychodynamicznego, z którym często się spotykaliśmy w poradnikach „czarnej pedagogiki”; daje się on określić jako wyparcie pewnych elementów z własną psychiki i ich projekcję. Wychowanie dziecka na bezsensownie twardego człowieka wymagało „bezlitosnego" zwalczenia w sobie wszelkich słabości (to znaczy także uczuciowości, łez, współczucia, umiejętności zrozumienia uczuć własnych i uczuć innych ze wszystkim, co ludzkie,
„ Czarna pedagogika* 97
ggfywrateloro Trzeciej Rzeszy wskazano naród żydowski jako nosi-Kafelą tych wszystkich obrzydłych, bo zakazanych w dzieciństwie {Niebezpiecznych cech. Tak zwany Aryjczyk mógł się czuć czysty, epocny, twardy, dobry, prawy i moralny, uwolniony od „złych”, bo Zaznaczających słabość, nie kontrolowanych uczuć, kiedy wszystko gĘo,. czego sam w sobie się obawiał od dzieciństwa, mógł przypisać Sfiydom i uznać za swoją powinność, by to w nich nieubłaganie 5?dąż na nowo zbiorowo zwalczać.
gfA Wydaje mi się, że wciąż zagraża nam możliwość powtórzenia ^podobnych 2brodni, póki nie poznamy powodującego je psychologicznego mechanizmu.
Im głębiej wnikam w mojej pracy psychoanalityka w dynamikę zboczeń psychicznych, tym hardziej wątpliwy wydaje mi się upar-~<ćie powtarzany od końca wojny pogląd, że eksterminacja Żydów ’ ibyła dziełem garstki zboczeńców. U masowych morderców całkowicie brak specyficznych objawów tego schorzenia, takich jak poczucie osamotnienia, wstyd i rozpacz. Oni nie byli osamotnieni, :lecz znajdowali oparcie w grupie, nie doznawali wstydu, przeciwnie — byli z siebie dumni, nie odczuwali rozpaczy raczej popadli albo w euforię, albo w otępienie.
Inne tłumaczenie, że chodziło tu o ludzi wierzących w autorytety, przywykłych do posłuszeństwa, nie jest wprawdzie fałszywe, ale nie wystarcza do zrozumienia zjawiska holokaustu, jeśli pod pojęciem posłuszeństwa rozumiemy wykonywanie rozkazów, świadomie doznawane jako coś na nas wymuszonego.
Czujący ludzie nie mogą w ciągu jednej nocy przemienić się w masowych morderców. Ale przy realizacji „ostatecznego rozwiązania" wchodzili w grę mężczyźni i kobiety, którym nie przeszkadzały w tym dziele własne uczucia, gdyż od niemowlęctwa tak byli wychowani, by ich nie dostrzegać, tylko uznawać za własne życzenia rodziców. Owi ludzie to dawne dzieci, które były dumne z tego, że są twarde i nigdy nie płaczą, że „radośnie” wypełniają swoje obowiązki, te nie wiedzą, co to strach, to znaczy, że w istocie nie mają żadnego życia wewnętrznego.