106 Wychowanie jako zwalczanie zdrowych instynktów życiowych
Pomysł Hitlera, by wybrać dla Niemców, wychowywanych od najmłodszych lat do bezwzględności, posłuszeństwa i tłumienia uczuć, Żydów jako obiektu projekcji stłumionych emocji, można uznać za genialny. Niemniej posługiwanie się tym mechanizmem projekcji nie jest bynajmniej czymś nowym. Można zaobserwować jego działanie w większości wojen zaborczych, w historii wypraw krzyżowych, w dziejach inkwizycji, a także historii najnowszej. Nie dostrzegano jednak dotąd, że to, co określa się jako wychowanie dziecka, opiera się w znacznej mierze na tym mechanizmie, i odwrotnie, ; że wykorzystanie tego mechanizmu do celów politycznych byłoby niemożliwe bez takiego wychowania. Bo znamienny dla wynikłych i z tego mechanizmu prześladowań jest element narcyzmu. Zwalcza się tu część siebie samego, nie zaś naprawdę niebezpiecznego wroga, jak na przykład przy realnym zagrożeniu życia. ?-
W wielu wypadkach wychowanie służy do tego, by zapobiec odrodzeniu się we własnym dziecku tego, co dawniej tępiono i C2ym i pogardzano w nas samych. Morton Schatzman ukazuje bardzo wyraziście w swoje książce Die Angst vor dem Vater (Strach przed > ojcem), jak system wychowawczy skądinąd sławnego i wybitnego Ą pedagoga, doktora Daniela Gotzloba Moritza Schrebera łączy się ze zwalczaniem określonych elementów własnej osobowości. Po- 33; dobnie jak wielu innych rodziców Schreber tępi w swoich dzieciach -ś to, czego sam się w sobie obawia.
Szlachetne pędy ludzkiej natury niech sobie rosną niemal samoczyn- £ nie w swojej niewinności, ale zle pędy, chwasty, należy niszczyć na- 3 tychmiast. Trzeba to oczywiście robić usilnie i bez wytchnienia. Jest nader szkodliwym, choć powszechnie się zdarzającym błędem uspokajać się nadzieją, że niesforność i wady charakteru dzieci znikną później same z siebie. Ostrość występowania tych czy owych duchowych braków może z czasem przytępić się nieco pod wpływem okoli-czności, ich korzenie tkwią jednak mocno w ziemi, będą się mniej lub więcej rozrastały i zatruwały podłoże, szkodząc rozwojowi szlachetnego drzewa życia. Niesforność dziecka staje się u dorosłego poważną wadą charakteru i otwiera drogę do występku i nikczemności (cyt. w.
M. Schatzman, op. cit., s. 24 i n.).
Zwalczajcie w dziecku wszystko, trzymajcie je z daleka od wszy-,Czarna pedagogika" 107
stkiego, czego nie ma sobie przyswoić, i prowadźcie je wytrwale ku temu, do czego winno przywyknąć (tamie, s. 25).
Dążenie do „prawdziwej szlachetności duszy" usprawiedliwia każde okrucieństwo wobec popełniającego grzeszki dziecka i biada mu, jeśli przejrzy tę obłudę.
Pedagogiczny pogląd, że od samych początków trzeba nadać dziecku właściwy kierunek rozwoju, wynika z potrzeby wyparcia niepokojącej części własnego ja i jej projekcji na obiekt, którym może się rozporządzać. Wielka plastyczność, giętkość, bezbronność i możność rozporządzania dzieckiem czynią z niego idealny wręcz obiekt takiej projekcji. Nareszcie można zwalczać w kim innym swego wewnętrznego wroga, i to niezależnie od wyznawanej ideologii.
Ludzie walczący o pokój coraz wyraźniej uświadamiają sobie działanie tego mechanizmu, ale póki się nie dostrzega jego przyczyn w wychowaniu dzieci, niewiele można wskórać. Gdyż trudno oczekiwać, by dzieci które wyrastały w prześladowaniu za to, że noszą w sobie znienawidzoną przez rodziców część ich własnej natury, miały się jej pozbyć na rzecz kogoś innego, i by potrafiły się poczuć kimś dobrym, moralnym, szlachetnym i altruistycznym.
ZWALCZANIE OBJAWÓW naturalnej żywotności dziecka nie zawsze się odbywa za pomocą konkretnych, dających się zauważyć z zewnątrz środków przymusu. Mogłam to wyraźnie zaobserwować na przykładzie pewnej rodziny, której dzieje miałam okazję prześledzić na przestrzeni kilku pokoleń.
Jeszcze w XDC wieku pewien młody misjonarz wyjechał wraz z zoną do Afryki, by nawracać niewiernych na chrześcijaństwo. Udało mu się przy tym uwolnić od dręczących go od młodych lat wątpliwości religijnych. Teraz nareszcie stał się prawdziwych chrześcijaninem, który jak niegdyś jego ojciec usiłował z całym oddaniem przekazywać swoją wiarę innym. Z małżeństwa tego zrodziło się dziesięcioro dzieci, z których ośmioro, kiedy dorosły do wieku szkolnego, wysłano do Europy. Jeden z chłopców został później ojcem pana A. i zwykł często powtarzać swemu synowi, jak to dobrze, że dane jest mu rosnąć w rodzicielskim domu. On sam spotkał się ponownie ze swymi rodzicami, kiedy już miał trzydzieści lat. Z trwożnym uczuciem oczekiwał na dworcu na nie znanych mu prawie ojca i matkę i istotnie ich nie rozpoznał. Często opowiadał o tym zdarzeniu bez smutku, raczej ze śmiechem.
Pan A. opisywał swego ojca jako dobrotliwego, miłego, pełnego zrozumienia dla innych, za wszystko wdzięcznego, pogodnego
Czy istnieje „biała pedagogika"? 109
i szczerze pobożnego człowieka. Także wszyscy członkowie rodziny i znajomi podziwiali w nim te przymioty i nie można było znaleźć żadnego wyjaśnienia, dlaczego syn żyjący u boku tak dobrotliwego ojca, zapadł na niezmiernie ciężką nerwicę natręctw.
Pana A. od dzieciństwa trapiły natrętne myśli o agresywnym charakterze, ale nie potrafił reagować na doznawane uprzykrzenia irytacją czy niezadowoleniem, nie mówiąc już o gniewie czy złości. Ubolewał też od dzieciństwa nad tym, że nie odziedziczył po ojcu jego „pogodnej, naturalnej, ufnej" pobożności, próbował się umocnić na duchu czj^taniem pobożnych tekstów, ale wciąż mu przeszkadzały w tym „złe", bo krytyczne myśli, które go napawały panicznym lękiem. Upłynęło wiele czasu, nim w toku analizy potrafił po raz pierwszy przyznać się do tych krytycznych myśli, bez przybierania ich w formę przeraźliwych urojeń, przed którymi musiał się bronić. Bardzo mu pomógł fakt, że jego syn właśnie przystąpił w szkole do ruchu marksistowskiego. Łatwo mu teraz przyszło wykazywać synowi sprzeczności, ograniczenie i nietolerancję tej ideologii, co wreszcie umożliwiło mu krytyczne spojrzenie na psychoanalizę jako na „religię" swego terapeuty. W poszczególnych fazach przeniesienia coraz wyraźniej ujawniał się w świecie jego przeżyć tragizm jego stosunków z ojcem. Częściej też dawał wyraz swemu rozczarowaniu różnymi ideologiami, w których coraz ostrzej dostrzegał mechanizm obronny ich zwolenników. Ogarniało go oburzenie na wszelkie możliwe mistyfikacje. Obudzony teraz goiew oszukanego dziecka kazał mu ostatecznie zwątpić we wszystkie religie i we wszystkie polityczne ideologie. Jego natręctwa powoli ustępowały, ale znikły całkowicie dopiero wtedy, kiedy potrafił doznać gniewu w stosunku do swego dawno zmarłego, ale wciąż uwewnętrznionego w nim ojca.
Pan A. przeżywał teraz w czasie sesji psychoanalitycznych bezsilną złość i poczucie zacieśnienia swego życia, spowodowanego postawą ojca. Należało być jak on miłym, dobrym i za wszystko wdzięcznym, nie wolno było mieć żadnych wymagań, nie wolno było płakać, na wszystko należało patrzeć od dobrej strony, niczego nie krytykować, być ze wszystkiego zadowolonym i pamiętać, że „inni mają gorzej". Nieznane dotąd uczucie buntu pozwoliło panu
'ii-yk-.