5
Podczas naszego pierwszego prawdziwego spotkania Wireman dostał takiego ataku śmiechu, że rozwalił fotel, na którym siedział, a ja rechotałem tak głośno i tak długo, że prawie zemdlałem - a ściśle rzecz biorąc, doprowadziłem się już do stanu, który można nazwać zamroczeniem. Absolutnie nie spodziewałem się czegoś takiego w dzień po odkryciu, że Tom Riley ma romans z moją byłą żoną (chociaż i tak żaden sąd nie uznałby dowodów, jakimi dysponowałem), ale dziś dostrzegam w tym wróżbę wydarzeń, które miały nadejść. Z Wiremanem śmialiśmy się często. Zrobił dla mnie wiele różnych rzeczy - między innym: był też, całkiem na poważnie, moim przeznaczeniem - ale przede wszystkim liczyła się nasza przyjaźń.
- A więc - przemówił, kiedy stanąłem wreszcie pod pasiastym parasolem, który ocieniał stół i dwa fotele: jeden dla niego, a drugi pusty - tak oto nadszedł chromy nieznajomy, torbę z muszlami niosący. Spocznijże, chromy nieznajomy. Zwilż spieczone wargi swoje. Ta oto szklanica czeka na ciebie już od wielu dni.
Położyłem swoją reklamówkę na stole i wyciągnąłem do niego rękę
- Edgar Freemantle.
Dłoń miał niedużą, palce krótkie, uścisk mocny.
- Jerome Wireman. Ale mów mi Wireman.
Spojrzałem na fotel leżakowy przyniesiony tu specjalnie dla mnie: wysokie oparcie, a siedzenie nisko, jak w anatomicznych fotelach montowanych w porsche.
- Nie pasuje, muchachol - zapytał Wireman, unosząc brew. Brw: miał do tego wprost stworzone: krzaczaste i szpakowate.
130