64 lUIGf flRANDI LLO
OJCIEC
DYREKTOR
OJCIEC
Ależ nie, proszę pana, tyle, co każdy gra w roli, jakq tobie wyznaczył albo jaką inni mu wyznaczyli w życiu. Ale widzi pan, gdy namiętność moja zanadto się rozpali, staje się sama przez się trochę teatralna... Jak zresztą u wszystkich ...
DYREKTOR
Dajmy spokój, dajmy spokój! Pan rozumie, drogi panie, że bez autora... Mógłbym skierować pana do któregoś...
OJCIEC
Ależ nie, wie pan co: niech pan będzie autorem!
DYREKTOR
Ja? Co też pan mówi?
OJCIEC
Tak jest, pani Pani Dlaczego nie?
DYREKTOR
Dlatego, że ja nigdy nie byłem autorem.
OJCIEC
Czyż nie mógłby pan być nim teraz? Nie potrzeba do tego wiele. Tylu to robił Zadanie pana Jest ułatwione przez fakt, że jesteśmy tu wszyscy żywi przed panem.
DYREKTOR
Ale to nie wystarcza!
OJCIEC
Jak to: nie wystarcza? Widząc, jak przeżywamy nasz dramat...
DYREKTOR
Tak> taki Ale zawsze trzeba kogoÅ›, kto by go napisali OJCIEC
Nie, kto by go co najwyżej spisał, mając go tak przed sobą — w akcji — scena po scenie. Na początku wystarczy lekko naszkicować t — próbować!
DYREKTOR
wchodzi na zetnę, ulegając pokusie Hm... Kusi mnie to niemaL... Tak, dla zabawy... Można by naprawdę spróbować...
OJCIEC
Alei tak, proszę pana) Zobaczy pan, jakie sceny z tego wyjdąl Zaraz mogę je panu naszkicowaćl
DYREKTOR
Kusi mnie to... Kusi mnie. Spróbujmy... Cbodźmy do mego gabinetu.
Zwracając się do Aktorów
Państwo jesteście wolni na chwilę, ale proszę nie odchodzić. Za kwadrans, za dwadzieścia minut proszę być znowu na miejscu.
Do Ojca
Zobaczmy, spróbujmy... Może z tego wyjdzie coś naprawdę niezwykłego...
OJCIEC
Ależ bez wątpienia! Jak pan sądzi, czy nie lepiej byłoby zabrać także ich?
Wskazuje na Inne Postacie DYREKTOR
Dobrze, niech państwo idąt