MACIEJ KAZIMIERZ SARBIEWSKI
Ciebie ja na ukochanym 10 Stogałęzim, w list odzianym
Jednym drzewie w dzień pogody Słońca jasnego zawieszę, pełen wewnętrznej swobody.
Niechaj w cię zefiry wdzięczne Swych tchów nawieją, a w brzęezne Strony twe zadzwonią, a ja Na zielonym mchu się złożę miłowonnego maja.
Ach! Mnie wpośród tych zamysłów Rozkosz ginie od mych zmysłów'.
Co za wicher nagle wstaje?
20 Czarne chmury się gromadzą, a grzmotem niebo łaje!
Wstańmy! O nasze nietrwałe Uciechy, rozkoszy małe Jeszcze mówim, a tej chwili Radość ginie, ginie i to, co jest w sercu najmilej.
AD EQUITES POLONOS
JSec Lecbiis. neque Lecbicis...
(Lib. IV 16)
Polak to ma po naturze.
Bić się polem, a nic w murze.
Nie w murzech dużymi wieży
Utwierdzonych, walecznym Sarmatom należy Wojny wieść, jakoby w cieniu.
Lecz świata otwartego na wielkim przestrzeniu. Polak rzeczony od pola.
Jego to chuć wrodzona i własna jest dola:
Nic w' ścisłym miejsc poniewierku,
Ixcz w Marsowym szeroko uganiać się cyrku. Godne pięknego widoku
Męstwo i dzielność piękna. Przy słonecznym oku Wielkim czynom przynależy.
Komu żyć wiekopomnie i z sławą należy.
Snadź i dzielność mało warta,
Kiedy jest murowymi tarasy przywarta.
220