124 FuNkeu i f*Ur mutry i mtru-itnto «• ptycb Wttlttl*
z chorym „jego językiem”, mogą one posłużyć nam do zrozumienia tego, co się w tym czasie stało. Gdyby bowiem Freud był zdolny podpisać się pod nimi, to jak mógłby usłyszeć, a usłyszał, prawdę zawartą w historyjkach swoich pierwszych chorych, albo rozszyfrować mroczne majaczenie Schrebcra, i rozszerzyć je na miarę człowieka na wieczność przykutego do swoich symboli?
Czy tak słaby jest nasz rozum, ze nic umie się rozpoznać jako równoważny w rozmyślaniach uczonego dyskursu i w pierwszej wymianie przedmiotu symbolicznego, i że nie odnajduje w obu identycznego udziału swojej przyrodzonej chytrości?
Czy trzeba przypominać praktykom, co jest warta „myśl" dla praktyków doświadczenia, którzy zajmowanie się nią traktują raczej jako ukryty erotyzm niż ekwiwalent działania?
Czy trzeba, by ten, kto do was mówi, zaświadczył, żc nic potrzebuje, jeśli o niego chodzi, uciekać się do myśli, żeby rozumieć, żc jeśli mówi do was (w tym właśnie momencie) o mówieniu, to wiąże się to ze wspólnym posiadaniem techniki mówienia, która czyni was zdolnymi rozumieć go, kiedy o niej mówi, a jego skłania do zwrócenia się za waszym pośrednictwem do tych, co niczego nic rozumieją?
Powinniśmy oczywiście nadstawić ucha na niewypowiedziane czające się w dziurawych miejscach dyskursu, ale nie trzeba w tym słyszeć pukania zza nniru.
Nieustanne zajmowanie się takimi odgłosami, a niektórzy chełpi.} się tym rygorem, nic postawiło nas, wypadnie się zgodzić, w najkorzystniejszych warunkach dla rozszyfrowania ich sensu: jakim sposobem, nie łamiąc sobie głowy przy próbie rozumienia, przetłumaczyć coś, co samo z siebie nic jest mową? Zmuszeni odwołać się do wyjaśnień podmiotu, bo w końcu to na jego konto trzeba zapisać to osiągnięte rozumienie, robimy z nim zakład o to, że go rozumiemy, i czekamy na to, żc jego wzajemność przyniesie wygraną dla nas obu. Dzięki temu, wciąż w tym samym ruchu wahadłowym, podmiot po prostu nauczy się samodzielnie wybijać takt: jest to forma sugestii, tyle warta, co inne, to znaczy, że jak w każdej innej, nic wiadomo, kto daje jej markę. Sposób uznany jest jako dość pewny, kiedy chodzi o wpakowanie się do więzienia.5'
W połow ic drogi do tej skrajności nasuwa się pytanie: czy psychoanaliza jest nadal dialektycznym stosunkiem, w którym nie-działanie analityka kieruje dyskursem podmiotu w stronę realizacji własnej prawdy, czy też sprowadza się do fantazmatycznego stosunku, w którym „dwie otchłanie muskają się" bez zetknięcia aż do wyczerpania całej gamy wyobraźniowych regresji — do bundlbtgV* posuniętego do ostatecznych granic, gdyż chodzi o próbę psychologiczną?
,ł Dwa akapity napiunc na nowx> (1966).
'4 Słowem tym okrdlamy /wyczaj pochodzenia celtyc-