124 /ikhAim i pole miH/y i mtonnM m ptycbwtrfttir
niował, natychmiast ponosił koszty w postaci przeniesienia negatywnego. Negatywne przeniesienie przejawia się tym silniej, im bardziej analiza wprowadziła już podmiot w autentyczne rozpoznanie, wtedy zazwyczaj dochodzi do zerwania.
To właśnie zdarzyło się w przypadku Dory z powodu uporu, z jakim Freud chciał, by rozpoznała ukryty przedmiot swego pragnienia w osobie Pana K., w tym bowiem przesądy, składające się u Freuda na jego przed wprzcnic* sienie, kazały mu widzieć zapowiedź jej szczęścia.
Sama Dora była niewątpliwie oszukana pod tym względem, ale równie żywo odczuła, że wraz z mą dał się oszukać Freud. Kiedy powraca, aby się z nim zobaczyć, po upływie piętnastu miesięcy odpowiadających wróżebnym cyfrom jej „czasu zrozumienia”, czujemy, że wchodzi teraz na drogę oszukiwania jakoby była oszukiwana, zaś zbieżność tego oszustwa do potęgi drugiej z agresywną intencją, którą przypisuje jc| Freud, trafnie wprawdzie, ale bez rozpoznania jej prawdziwego motywu, stanowi dla nas wstępny szkic tej intersubickrywnej zmowy, którą pewna swoich praw „analiza oporów" mogłaby bez. końca |>omiędzy nimi utrwalać. Bez wątpienia z tymi środkami, jakie nam zapewnia nasz postęp w technice, ludzki błąd mógłby się ciągnąć aż do granic, gdzie staje się czymś diabolicznym.
Nic wymyśliliśmy tego wszystkiego, sam Freud bowiem rozpoznał po fakcie pierwotne źródło swojej porażki w tym, że nie dostrzegł wówczas homoseksualnej pozycji obiektu, ku któremu zwracało się pragnienie histeryczki.
Bez wątpienia cały proces, który doprowadził do tej aktualnej tendencji w psychoanalizie, musiał się rozpocząć w nieczystym sumieniu analityka po cudzie, jaki zdziałało jego mówienie. Interpretuje symbol, i oto symptom, który literami cierpień wpisuje go w ciało podmiotu, znika. To cudorwórsrwo sprzeciwia się naszym obyczajom. W końcu jesteśmy uczonymi, a magia nie jest praktyką dającą się obronić. Zrzucamy z siebie odpowiedzialność i pacjentowi przypisujemy myślenie magiczne. Jeszcze trochę i zaczniemy naszym chorym głosić Hwangelię według Lćvy-Bni-hla. W międzyczasie staliśmy się znowu myślicielami i zaraz też przywróciliśmy właściwy dystans, który trzeba umieć zachować wobec chorych, a którego stanowczo zbyt prędko porzuconą tradycję tak szlachetnie wyrażają tc linijki pióra Pierre Jancta o niewielkich zdolnościach histeryczki w porównaniu z naszymi wyżynami: „Niczego nic rozumie z nauki" — zwierza się nam, mówiąc o bieduli, i nic wyobraża sobie, by czymś takim można było się interesować, „Kiedy pomyśleć o braku kontroli charakterystycznym dla ich myślenia, to zamiast oburzać się na ich kłamstwa, zresztą bardzo naiwne, zdziwimy się raczej, że jest wśród nich tyle uczciwych, itd.”
Ponieważ tc linijki pokazują sposób odczuwania, do którego wróciło wielu dzisiejszych analityków, tych, co to się zniżają do mówienia