CO TO WSZYSTKO ZNACZY?
siebie, od wewnątrz — z zewnątrz bowiem nie znaczysz więcej niż ktokolwiek inny.
Kie tylko to jest niejasne, na ile bezinteresowni powinniśmy być, ale i to, dlaczego słuszna miałaby być taka, a nie inna odpowiedź. Czy istnieje jeden tylko, właściwy dla wszystkich sposób poprowadzenia granicy między tym, na czym osobiście nam zależy, a tym, czego wartość uznajemy bezinteresownie? A może odpowiedź będzie dla jednego taka, a dla drugiego inna, zależnie od siły ich różnych pobudek?
Tak oto wyłania się następne wielkie pytanie: czy dobro i zło jest dla każdego tym samym?
Powszechnie sądzimy, że moralność ma charakter uniwersalny. Zło ma być złem dla każdego; jeśli na przykład zabijasz po to, żeby ukraść portfel, jest to złe bez względu na to, jaki jest twój stosunek do ofiary. Jeśli wszakże w złu upatrujemy racji przemawiającej przeciwko pewnym czynom, zaś racje działania zależą od pobudek, a te znów mogą być u różnych ludzi bardzo różne, to wydaje się, że dobro i zło nie mogą być tym samym dla wszystkich. Tak dobro, jak i zło ulegają rozszczepieniu, jeśli ludzkie pobudki są tak zróżnicowane, że nic ma jednego podstawowego wzorca postępowania, któremu każdy ma powód się podporządkować.
Są trzy podejścia do tego problemu, wszystkie jednak niezadowalające.
Można by na przykład utrzymywać, że dobro i zło są tym samym dla wszystkich, tyle że nie każdy ma powód czynić dobro, a unikać zła: tylko człowiek mający właściwą „moralną” motywację — w szczególności troskę o innych — ma powód czynić dobro. W ten sposób da się wprawdzie ocalić uniwersalność moralności, ale za cenę jej mocy. Nic bardzo wiadomo, co ma znaczyć, że choć morderstwo jest dla mnie złem, to mogę nic mieć powodu go nie popełnić.
Można by też twierdzić, że choć każdy ma powód czynić dobro, a unikać zła, to uzasadnienie tego nie zależy od rzeczywistych ludzkich motywów. Przemawiają one raczej na rzecz zmiany motywacji, jeśli nie jest właściwa. W ujęciu tym moralność wprawdzie wiąże się z racją działania, ale całkiem niejasne jest, czym są takie uniwersalne racje, skoro nic zależą od rzeczywistych ludzkich motywacji. Co to znaczy, że morderca ma powód, żeby nie zabijać, choćby nawet żaden z jego rzeczywistych motywów tego nic uzasadniał?
W trzecim wreszcie podejściu można by utrzymywać, że moralność nic jest uniwersalna i że człowiek jest moralnie zobowiązany robić to tylko, czego pewnego rodzaju uzasadnienie dostrzega, co z kolei zależy od tego, jak dalece rzeczywiście zależy mu na innych w ogóle. Silna motywacja moralna wytwar/a silne racje i silne obowiązki.
77