Gadżety popkultury Społeczne życie przedmiotów
Rolę koronnego dowodu przezorności i zapobiegliwości odbiera dziś książeczce oszczędnościowej i dla siebie samej zawłaszcza karta kredytowa... Jak zapewnia Erie Leenders, zawiadujący polityką kredytu detalicznego z ramienia Stowarzyszenia Bankierów Brytyjskich, „gdy pomyślisz, jak łatwo jest kredyt dostępny i jak mało on kosztuje... perhaps red is the new black” („to be in the red” znaczy po angielsku tyle, co 'mieć na koncie bankowym deficyt’, natomiast „being in the black” oznacza ‘bilans dodatni’). Kupowanie na kredyt, wydawanie pieniędzy zanim się je zarobiło, odkładanie na później zapłaty za dziś smakowane rozkosze - wszystko to, co portfel naszpikowany kartami kredytowymi przyrzeka - obraca się w tych warunkach w całkiem racjonalną decyzję. Kto posługuje się kartą kredytową w takich właśnie celach, daje oczywisty dowód swej własnej roztropności. Dowodzi też solidności swej pozycji społecznej i swego prawa do szacunku.
Jako że karty kredytowe można uzyskać dziś bez szczególnego trudu (banki prześcigają się wciąż nawzajem, by namówić klientów do zostania ich dłużnikiem), zadłużenie staje się dowodem rozsądku i sprostania społecznym wymogom; to nieposiadanie i nieużywanie karty kredytowej jest stygmatem upośledzenia, asumptem do towarzyskiej banicji i powodem do wstydu. Kto nie może zaciągnąć długu, bo żaden wierzyciel in spe nie upoważnił go do tego wydaniem karty, wyraźnie - a ku swojej hańbie - nie sprostał normie, jakiej tylu innych ludzi wokół zdaje się bez trudu spełniać. A kto znów się wzdraga przed popadnięciem w długi, choć dzięki karcie mógłby dług łatwo zaciągnąć, daje dowód braku obywatelskich cnót! Jako że „wzrost gospodarczy”, wskaźnik narodowego dobrobytu, mierzy się dziś szybkością, z jaką z półek sklepowych znikają wystawione na sprzedaż towary, gotowość do wydawania zarobionych czy niezarobionych jeszcze pieniędzy jest w narodzie konsumentów naczelnym obywatelskim obowiązkiem.
Orzekłszy z górą dwa wieki temu, że „czas to pieniądz” Benjamin Franklin nobilitował czas: czas ma cenę, jest wartością, podobnie gotówce, kapitałom, inwestycjom i saldu bankowemu jest czymś, o co trzeba zadbać i o co się troszczyć wypada. Karty kredytowe głoszą podobne do franklinowskiego przesłanie, choć w gruncie rzeczy wywracają jego znaczenie (a raczej płynące z niego zalecenia dla życiowej strategii) na opak: pożądanie nie cierpi zwłoki, a zatem, gdy
0 zaspokojenie pożądania idzie, czas trawiony na oczekiwanie spełnienia jest irytującą przeszkodą i zbędnym brzemieniem. Wszelka zwłoka, wszelkie „odkładanie na później” jest krzywdą dla człowieka
1 obelgą dla człowieczej godności - afrontem dla ludzkiej wolności i rękawicą ciśniętą ludzkiemu prawu do szczęścia. Czas jest złodziejem szczęścia, a co do pocieszenia, że się wyrzeczenia z czasem zwrócą, do słów otuchy w rodzaju „w swoim czasie” „z biegiem czasu” czy „na dłuższą metę" - tylko „frajerzy” w nie uwierzą, a tylko lenie i nieguły się na nie powołają, by swą nieudolność zataić. Cierpliwość to pułapka; odkładanie rozkoszy na później ograbi cię z szans, które wszak mają zwyczaj pojawiania się tylko raz i przepadania raz na zawsze. Upływ czasu, krótko mówiąc, przynosi straty, nie zyski. Na szczęście masz kartę kredytową, by stratom zapobiec.
Autorzy badań przeprowadzonych ostatnio przez renomowaną brytyjską firmę badawczą Polis cytują wyznanie 29-letniego projektanta z Leeds: „Wierzę w życie chwilą. Jeśli pragnę czegoś dziś, po co mam na to czekać i ciułać pieniądze przez rok? Zamiast sobie czegoś odmówić, nabywam to, czego pragnę, na kredyt” Przytaczają też trzeźwe i uczciwe przyznanie 28-letniego urzędnika państwowego z Winchesteru: „Dostajesz pierwszą kartę i wyczerpujesz oferowany przez nią kredyt. Wówczas pobierasz z innego banku następną kartę, z nowym limitem kredytu, by spłacić dług zaciągnięty za pomocą pierwszej. I tak dalej... To tak jakbyś obracał pieniędzmi z Monopolu [gry planszowej - przyp. ZB]. Zaczynasz myśleć: j estem i tak już winien dwadzieścia tysięcy funtów, dlaczego nie miałbym się zapożyczyć na dodatkowe dwieście?” Jeszcze inna badana osoba stawia kropkę nad „i”: „gdybym żył w ramach swych środków (w domyśle: «gdyby w tym świecie zabrakło kart kredytowych»), nigdy bym się niczego nie dochrapać W maju 2004 roku zgłosił się do Obywatelskiego Biura Porad w Londynie młody mężczyzna, zarabiający około siedmiuset funtów miesięcznie, prosząc o ratunek przed wierzycielami domagającymi się
21