Wszedł na salę operacyjną bez słowa, jakby jeszcze spał. Podszedł do stołu i — nie patrząc na pole operacyjne — ujął delikatnie jelita. Wyciągnął wyrostek i szepnął do Zawadzkiego:
— Ma pan.
Potem pomału ściągnął rękawiczkę i wyszedł, chwiejąc się.
— Chcę stąd iść — powiedziała Ewa.
Na korytarzu z cichym sykiem jechał wózek, taki, na jakim do salonu wjeżdża herbata; tylko o wiele dłuższy. Pchał go sanitariusz. Leżała na nim młoda kobieta z zakrytą twarzą, i jej włosy ciągnęły się aż do ziemi. Była mało ubrana: trup.
— Stój pan — szepnął Emil.
Zdziwiony sanitariusz stanął.
— Podejdź.
Ewa podeszła, jak lunatyczka. Stali we troje, ale tylko Emil patrzył na trupa.
— Popatrz.
Wskazał na wewnętrzną stronę ud, prawie u wejścia pochwy: „Ja kocham Emila” — było tu wytatuowane.
— Jedź pan — powiedział, ale sanitariusz nie odjeżdżał. Patrzał na wskazany napis.
Wyszli. Zostali wciągnięci w wiatr, który ciął w wirujące płatki śniegu.
Myślała:
— Zycie jest rozwarte przy latach 15, 16, 17. Jest pełne możliwości. Możesz być tym i tym, albo tam i tam. Potem zaczyna się zwężać, jak stożek. (Niedawno właśnie uczyła się o stożku.) Zostaje coraz mniej możliwości, szans. W końcu zostaje tylko jedna.
— Dziwny przypadek — powiedział poprzez wiatr Emil.
— Ja tak się boję śmierci, że chyba popełnię samobójstwo — powiedziała poprzez wiatr Ewa.
— Ja tak kocham życie, że...
I powiedział:
— Mała.
— Ib mi nie pomaga.
— Dziewczynko.
— To też nie.
— To ty pomóż mnie.
— W czym?
— W tym, że czuję się bardzo sam, gdy myślę, że pewnego dnia może się to wszystko skończyć.
Ona, która go zrozumiała zbyt wąsko:
— Ooo, tak. Ja czuję, że pewnego dnia wyrwę się stąd. Ile — myślisz — mogłabym zarabiać jako prostytutka? Żeby zarobić na podróż dokądkolwiek.
— Jesteś dziecko.
Jego duch unosił się znów ponad wichurą i miastem, a jego ciało szło potykając się, po śniegu, i oddalało się od ciała Ewy.
Wtem krzyknęła:
— Dokąd idziesz?
I:
— Co ci jest?
Wtedy jego duch runął z wysokości i ona całowała go ponad balonem, który chodził za nimi jak pies. (Przed kliniką czekał i marzł.)
Całowała go na tle umierającej nocy.