Pewnego razu powiedział do niej:
— Kocham cię również dlatego, że jesteś w dziedzinie erotycznej — kimś.
Pewnego razu oglądała spermę na swoim brzuchu. Oglądała ją dokładnie. Potem powiedziała:
— Pokaż mi go.
Usiłował nie wziąć tego na serio.
— Musisz mi go pokazać.
Czuł się strasznie głupio, gdy ona uklękła między jego nogami i patrzyła tak, jak się ogląda preparat anatomiczny. Potem uniosła i oglądała jądra. Zamknął oczy ze wstydu.
— Komiczne — dodała — jak on się robi większy...
Pewnego razu ona telefonowała od niego do Stanisława, chirurga (Es).
On leżał w pokoju obok, tak, że nie słyszał, co mówiła, za to słyszał, jak mówiła. To był ten sam głos, który słyszał przez telefon, gdy go prosiła kiedyś o przesunięcie tego spotkania. Tego spotkania, po którym nie mogła już od niego odejść.
Ta rozmowa. Ona mówiła wesoło, załamując głos, kokieteryjnie mizdrząc się, z jej dziwną, prostą kokieterią, która nie była uciekaniem, poufałość, tak, zwykła poufałość, mogło tak wyglądać, głęboka poufałość (czy sięgająca do samej pochwy?), to by jeszcze nic nie było, ale tam jest coś więcej, wysiłek straszny, aby to nazwać, nie potrzeba, już wiedział.
Gdy wróciła, zobaczyła go strasznie zmienionego, z kropelkami potu na górnej wardze.
— Co się stało?
On nie miał siły odpowiedzieć. Dopiero chwilę potem:
— Słyszałem ton twego głosu.
Wtedy ona spoważniała:
— Ach, tak.
Pewnego razu przyniósł jej pocztówkę z widokiem gór (ogromny szczyt z kokieteryjną chmurką na czole). Pocztówka ta była z miejscowości, gdzie mieszkała Ela. Niewyrobiony, uczniowski charakter pisma:
„Ja ciągle czekam.”
Milczenie.
— O nikogo nie byłam zazdrosna, ale o nią jestem.
— To jest pocztówka z innej planety.
Pewnego razu powiedziała do niego:
— Jeszcze by tego brakowało, abyśmy się rozumieli.
Pewnego razu Ewa budzi Emila: Jest pół do ósmej rano. Mówi:
— Ala zgodziła się iść na plażę. Nareszcie będę wiedziała, jak jest zbudowana — i odchodzi.
Emil nie zapytał, Ewa nie powiedziała mu nic o wyniku oględzin.
Nie mówili o tym więcej.