Stanisław Przybyszewski (1868-1927) należy do nielicznego kręgu polskich twórców. którym udało się zaznaczyć swe miejsce na literackiej mapie Europy. Byt pisarzem dwujęzycznym, debiutował w jeżyku niemieckim i w tymże języku powstawały jego wczesne dzieła (w latach 1892-1898). później pisał wyłącznie po polsku. Jego teksty odegrały ogromną role w obydwu literaturach, niemieckiej i polskiej, choć tylko ta pierwsza zdobyła się na wznowienie i pełną edycję jego Dziel. W Polsce Przybyszewski przez długie lata był pisarzem zapomnianym, cenionym bardziej za kulturotwórczą, inspiratorską rolę niż rzeczywiste osiągnięcia artystyczne. A był przecież, jak to określił współczesny niemiecki badacz, Jens Maltę Fischer, „najbardziej fascynującą postacią niemieckiego fin-de sieele'u” (J.M. Fischer, s. 220). Twórczość polskiego pisarza zaskakującego nowymi estetycznymi i antropologicznymi koncepcjami wysoko cenili nie tylko tacy wybitni niemieccy poeci przełomu wieków, jak Richard Dehmel czy Alfred Mombert, Przybyszewskim zachwycał się August Strindberg, przez okres fascynacji jego twórczością przeszło wielu rosyjskich twórców, m.in. Wsiewołod Meyerhold, który wystawił kilka sztuk polskiego dramaturga, o Przybyszewskim dobrze wypowiadał się inny piszący w obcym języku Polak, Guil-laume Apollinaire, a przez czeską Modernę uznany został za jednego z najwybitniejszych współczesnych artystów. Także w Polsce Przybyszewski cieszył się wysoką oceną wybitnych krytyków i twórców, m.in. Stanisława Brzozowskiego i Karola Irzykowskiego, Maria Dąbrowska nie ukrywała, że autor Złotego runu był bożyszczem jej młodości, Zofia Nałkowska wyznała, że to Przybyszewski odkrył przed nią istotę sztuki oraz odsłonił jej związki ze stanami religijnymi i emocjonalnymi, do wpływu Przybyszewskiego na własną twórczość otwarcie przyznawał się Xawery Dunikowski, a Witold Gombrowicz tak pisał:
Nie to ważne, że importował moderną i bohemę - ważniejsze, że obalał naszą zacną, czystościową i obywatelską, koncepcję sztuki, wprowadzając w polską idyllę pojęcie artystycznego tworzenia jako procesu demonicznego. On pierwszy był w Polsce sztuką bezwzględną i nie liczącą się z niczym, będącą niemiłosiernym wyładowaniem duchowym. On pierwszy wśród nas naprawdę zażądał głosu.
(W. Gombrowicz, s. 229-230)