Znamy powiedzenie: plecie androny. Adalberg nie liczy tego do przysłów, ale androny egzystują na zasadzie analogii do: plecie (prawi) duby* bredzi, jakby się blekotu najadł.
* * *
Przyznajemy, że androny brzmią egzotyczniej? A kto wie, co to są androny? Brzechwa kojarzy: plecie... plecie koszyki. I to wytycza kierunek narracji jego bajeczce:
Pan Marcin plecie androny, z czego plecie, ano z łyka.
Taki andron upleciony jest podobny do koszyka.
„Jest podobny”, ale to nie koszyk. Bo pan Marcin plecie nie konkretnie „coś” z „czegoś”, plecie, czyli „miele językiem”, wymyśla, bajdurzy, plecie „jak Piekarski na mękach”... A przecież androny u Brzechwy to nie tylko sam przykład mowy „naopacznej”, to „coś”, co jest „kimś” — podobne do złośliwego chochlika-psotka: „taki andron psa nastraszy, wrzuci stary gwóźdź do kaszy (...) z garnków wodę powylewa, w oknach szyby powybija, wysmaruje miodem stryja, ciotkę weźmie na barana...” Czy jednak „andron” — to „ktoś” pozostający „kimś” do końca? Nie wiadomo, bo w ostatnich słowach bajeczki, po retorycznym pytaniu: „Nie wierzycie?” — następuje: „Proszę pana, takie pan androny plecie!”
Gdy jesteśmy już na ścieżce andronów, przypomnijmy jeszcze Pleciu-gę. Jest nią najczęściej — sroka, która paple. Sroka Brzechwy siedzi na żerdzi i twierdzi:
że cukier jest słony, że mrówka jest większa Gd wrony, że woda w morzu jest sucha, że wól jest lżejszy niż mucha.
że... itd., itd.
Znamy te „duby smalone” z ludowych rymów:
Wisła nasza się zajęła, ryby pogorzały, opalone szczupaki do Gdańska leciały!
Jakie to ponętne i zachwycające, aby pobajdurzyć dalej. Ale można i pomarzyć, jak robi to Tuwim, przymknąwszy oczy: