i
i mozolna, ale jednak postępująca modernizacja stadionów. Na większe i wygodniejsze trybuny przychodzi więcej normalnych ludzi, wśród których chuliganom nie jest ji tak łatwo dominować.
Gdyby wziąć pod uwagę tylko chuligaństwo, rozsypującą się infrastrukturę, fatalną prasę i brak sukcesów polskich klubów, pojawienie się nowej generacji kibiców byłoby niemożliwe do wytłumaczenia. Piłka i kibicowanie należą, co prawda, do najprostszych zabaw, ale w tej akurat dziedzinie konkurencja jest duża: multipleksy, centra handlowe, dyskoteki - na ogół można się wybrać do wielu miejsc bardziej przyjaznych niż stadion pod chmurką. Chodzenie na „polską ligę” nie jest en vogue. Hiszpanie, w telewizji, grają lepiej; redaktor Wołek poleca futbol południowoamerykański jako najbardziej twarzowy dla elity. Skąd więc ludzie na polskich stadionach, skąd bujny rozwój kibicowskich młodzieżowych struktur?
Paradoksalnie odpowiedź tkwi w kryzysie lat 90. Piłka nożna i wszystko, co się z nią wiąże, upadły wtedy tak nisko w opinii ogółu, że organizatorzy III RP po prostu zapomnieli o piłkarskich trybunach. I w ten sposób właśnie piłkarskie trybuny stały się przestrzenią wolną od socjotechnicznej manipulacji. Co prawda. Rywin zakładał kodowaną telewizję piłkarską, ale kibiców piłkarskich jako zupełny margines pozostawiono bez kontroli i kurateli. Każda, nawet najmarniejsza, strefa wolności, zawsze przyciąga niespokojne dusze. Trybuny najpierw więc przyciągnęły chuliganów, skutkiem czego w znacznej mierze opustoszały, a potem jednak - o dziwo - znowu zaczęły się wypełniać. Tym razem głównie młodzieżą z pokolenia internetowego. Ci młodzi nie chcieli już stadionów dewastować. Zauważyli bowiem, że stadiony to jedyna przestrzeń publiczna, którą mogą zagospodarować po swojemu. I w bardzo wielu miejscach w Polsce zrobili to skutecznie. A w przestrzeni wirtualnej Internetu rozwinęła się wokół tego sieć wspólnot nowego typu.
Szalik jako symbol generacji Do szerszej świadomości ,.-*i • ••*!*» sygnał, że wokół piłkarskiego boiska coś się dzieje, dotarł po śmierci Jana Pawła II. Wówczas to ktoś na oknie krakowskiej kurii powiesił związane na znak zgody szaliki Wisły i Cracovii. Gest został podchwycony, co media uznały za symbol pojednania. Przy okazji jednak, na co w ogólnym poruszeniu nikt nie zwrócił uwagi, okazało się, że to nie Kościół, nie harcerstwo, nie polityka dostarcza w Polsce młodym ludziom znaków rozpoznawczych, tylko klubowe szaliki. Na oficjalnej scenie życia publicznego pojawiła się generacja identyfikująca się poprzez symbole piłkarskich klubów. Czy to znak pomieszania wysokiego z niskim w kulturze masowej? Czy może w świadomości młodych zabawa pomieszała się z misterium? A może w tamtej wyjątkowej sytuacji właśnie klubowy szalik okazał się dla kogoś jedyną naprawdę własną rzeczą, nadającą się na wotum?
Jeśli ta ostatnia odpowiedź jest chociaż po części prawdziwa, to mamy do czynienia nie tyle z pomieszaniem wartości, ile z faktem, że tradycyjne formy zaangażowania społecznego w oczach znacznej części młodzieży utraciły wiarygodność. A obok nich, i poniekąd na ich miejscu, w generacji dzisiejszych 20-latków pojawiła się nowa formuła kibicowania sportowego, w której zabawa w trudny do rozdzielenia sposób łączy się z czymś poważniejszym.
Gwoli precyzji, trzeba dodać, że u starszych, a zwłaszcza przedstawicieli establishmentu politycznego, bywa na ogół odwrotnie. Na tle piłki nożnej i kibicowania z niektórych całkiem dorosłych facetów raz po raz wyłażą chłopcy w krótkich spodenkach. W owym czasie zdarzyło się to radnym Krakowa, którzy w dzień po mszy pojednania na stadionie Cracovii, postanowili nadać temuż stadionowi imię papieża. Toteż zaraz na następnym meczu wszyscy zostali sprowadzeni na ziemię. Chuligani urządzili wtedy taką zadymę, że stadion trzeba było zamknąć na pół sezonu.
Na ogół jednak kibicowanie skupia dziś ludzi wartościowych i dostarcza im wielu pozytywnych przeżyć. Kibicami nie zostają egoiści ani zapatrzeni w siebie indywidualiści, których tak wielu produkuje nowoczesna kultura i powszechny wyścig szczurów. Kibice czerpią przyjemność z bycia w grupie. I to niekoniecznie dlatego, że są sfrustrowanymi nieudacznikami, jak głoszą uczeni psychologowie. Są po prostu ludźmi towarzyskimi, gotowymi włączyć się w życie wspólnoty, co jest cnotą, i to cnotą coraz rzadszą w warunkach postępującej atomizacji społeczeństwa. Szczególnie pozytywnie wyróżniają się na tym tle członkowie kibicowskich stowarzyszeń. Integracja wykracza wśród nich ponad poziom wspólnych emocji, prowadząc do pozytywnych działań wymagających nierzadko sporego, bezinteresownego zaangażowania.
Poczucie przynależności do grupy, które dostarcza kibicom swoistej przyjemności, przenosi się też na rzeczy zewnętrzne. Na ulubiony klub, na miasto, które ten klub reprezentuje, a potem na cały kraj, o mistrzostwo którego ten klub gra. Słowa wytarte do niemożliwości w języku oficjalnym, na stadionie - bywa - brzmią serio. Może dlatego, że mecz jest zabawą, w czasie której wszyscy wchodzą w role odmienne od tych, jakie odgrywają w prawdziwym życiu?
Kibicowanie jest karnawałem, który unieważnia hierarchie społeczne i wszelkie podziały, poza podziałami klubowymi. W czasie meczu nikt nikogo nie pyta o zawód, stanowisko, sympatie do partii politycznych. Owszem,
0 polityce kibice dyskutują w Internecie, ale ma to charakter wzajemnych dobrotliwych połajanek, poza niechlubnymi wyjątkami pozbawionych większej agresji.
Mimo to fakt, że wokół piłki, w strefie uznanej początkowo za pozbawioną ideologicznego znaczenia, pojawiło się żywe i ekspansywne środowisko, nie uszedł uwagi „Gazety Wyborczej". Ponieważ nad środowiskiem tym „Gazeta” nie ma kontroli, a np. Kampania przeciw Homo-fobii uznała je wręcz za swego wroga numer jeden, siły postępu przystąpiły do natarcia. Jak zwykle w podobnych przypadkach i tym razem polega ono na „zdemaskowaniu” w niepodporządko-wanym środowisku społecznym perfidnych nosicieli antysemityzmu, rasizmu
1 homofobii. Po serii publikacji w „GW” nakłoniono więc PZPN do ogłoszenia indeksu zakazanych symboli i do przerywania meczów, w przypadku eksponowania przez kibiców takowych znaków na trybunach. W najbliższym czasie możemy się spodziewać szerszego niż dotychczas wkroczenia na stadiony postępowej krucjaty tolerancji, która pod pretekstem zwalczania zła, którego w tym celu gorliwie się poszukuje, będzie chciała wziąć stowarzyszenia kibiców w ryzy politycznej poprawności.
Piłka jest swoistym językiem: poza-werbalnym, ponadnarodowym, między-rasowym i ponadwyznaniowym. W Polsce, o ile mi wiadomo, tradycyjnie była zjawiskiem pozapolitycznym. I takim, moim skromnym zdaniem, powinna pozostać. Owszem, kluby i kibice tworzą dziś coś, co jest istotnym ośrodkiem zbiorowej identyfikacji lokalnej, pokoleniowej, a może i jeszcze szerszej. Ale próby politykowania wokół boiska nie mają sensu. Pozytywne kibicowanie, o którym tu była mowa, dostarcza dziś wielu młodym ludziom autentycznego doświadczenia społecznego. Niech to kontynuują, w miarę możności unikając rozrób, i niech wszyscy doczekają się upragnionych sukcesów naszych piłkarzy. Niech też dalej w działalności kibi-cowskiej wykazują się koleżeństwem, fantazją i zdolnościami organizacyjnymi. A kiedy już wyrosną ze zorganizowanego kibicowania, niech te swoje zalety przeniosą do innych dziedzin życia publicznego, polityki nie wyłączając. Są tam potrzebni. □