232
to mu ta skale dwie na ocak położył, a taki go zal zdjął, co mu ta zara- buty ściągnął".
Dzięki swemu lotnemu i niespokojnemu temperamentowi, który mu w domu usiedzieć nie dawał, a który go niósł tak daleko, jak się ciągną Tatry, tak wysoko, jak tylko sięgną ich szczyty, i dzięki któremu znany był nietylko na całem Podhalu, ale i w liptowskich szałasach, i na Spiżu, i na Orawskich zamkach, odznaczał się Sabała dziwną ruchliwością i wszechstronnością inteligencji, co sprawiało, że myślą ogarniał szerokie horyzonty, że interesował się całym światem, że choć stary, chętnie by np. wybrał się do Ameryki, aby tam spróbować owego ośmnasto-strzałowego karabinu, o którym mu opowiadano takie cuda. To też gdy mu Chałubiński, Witkiewicz, Dembowski i inni, opowiadali o Warszawie, o Krakowie, o innych miastach Europy i Azji, a swoich dalekich podróżach, słuchał z wyjątkowem zainteresowaniem. Nęcił go daleki świat.
Niemniej nęciło go życie, ludzie, natura. Pod tym względem hołdował jakby horacjuszowskiemu epikureizmowi, za wszelką cenę unikając smutku i frasunku. Posiadając w najwyższym stopniu te przymioty, które Schopenhauer uważa za konieczne warunki szczęścia, mianowicie wesołość i zdrowie, uważał, że kto chce długo żyć, przedewszystkiem nie powinien się smucić, „bo zgryzota i smutek to zła chorość: pilno cłeka złupi". „Smutne serce —■ mawiał — gorse, niźli chorość, pilniej cłowieka uśmierzci". Jak Kochanowski był zdania, że „troska wpół wieku zgryzie człowieka", tak i Sabała nie radził się martwić, „bo z turbacji, a ze smutku krew do serca uchodzi; a jakże jom gonić? Cheba weselem". Dlatego też nie-powinien się człowiek do niczego przywiązywać zbytnio; bo w przeciwnym razie trudno być szczęśliwym. „Cłowiek serca zatwardziałego, to se smutku na serce bardzo nie popusca, choć i złe przyńdzie". Jakoż on sam nie smucił się nigdy, nawet wówczas, gdy nie brakło poważniejszych do troski powodów. „Smutkiem się żyć nie opłaci". „Ciekowi ze smutke wnuku, to tak nijak zyć, jako niedźwiedziowi z kulkom w brzuku. Pan Bóg nawet, jak widzi clowieka smutnego, to banuje, co takiego stworzył. Wyzyń ze sobie smutek, to ci i życie bedzie zaraz milse“.
To też rzadko zdarzało się widzieć Sabałę smutnym. Chyba nań przyszła choroba, osłabienie. Wtedy zaczynała go trapić starość, niedołęztwo, markoeił się i mocował z życiem, ale gdy tylko skrzepił się nieco, zaraz próbował sił, szedł na wir-chy, a wracając stamtąd, czuł zaraz, że świat jest wesoły i piękny. Wnet odzyskiwał humor, a wtedy przedewszystkiem zaczynał stroić żarty na temat swej choroby, zwłaszcza na temat doktorów, gdy mu nie wiele potrafili pomódz. Oto, jak raz o jednej takiej swojej chorobie opowiadał, wyzdrowiawszy, Witkiewiczowi:
—■ A ja prosem ik piknie, takek przychorował, co źle się widziało se mnom. Jak już psota, zawierucha, to ten gościec nie dobrze robi. Wlazła kolka za łopatkę i w jednom nogę, alek nic nie robił: Kędyś wlazła, to se idź! Z tego coś tak chyciło, co widziało się nie porada na świat wrócić. Ino zam-gleć i zamgleć. I, dobrze nie bardzo, przysłali państwo do-chtora. Juźci przyseł, oburzył po grzybiecie, oburzył jak żołna po zgnitym pniaku, i wzion jakomsi trombecke i słuchał, cy ta owce ka we mnie nie becom. Mocny Boże! Dopiero przyńdzie Ślimak, dobił me bańkami, jak luptowski pas guzikami, uma-ścił okowitom, ale i z tego nic. Toz to wziena me drzeć krzy-pota, dodarła me godnie, wypucowało tutek, het! po pod płuca, cok ani smarowacki nie seł pytać, cysto, piknie nie popuściło, cok teraz taki zdrów, jak piniądz.
Już to wogóle był Sabała optymistą, a na życie zapatrywał się filozoficznie, nie wymagając od niego za wiele. Uważał, że należało się godzić z losem, bo i tak musi tak być, jak jest, a człowiek nic w tern poprawić nie zdoła. „Zycie cłeka— mawiał—to je dobre, godne, ale niewygodne, a co wto temu winy jest, ze zyć musi. Kie ojcowie kcieli, cobyś zył, to ty musis tez kcieć, a narzekać i labidzić nima co, bo tu tego nie