rrccływ*Mości merelatywną, wręcz a fakt naturalny lub tez nadprzyrodzony, co ostatecznie nn jedno wychodzi. Bronisław Wildstein w wywiadzie dla „Znaku** ujmuje to przekonanie z właściwą sobie mocą: „Otóż istniał po upadku komunizmu taki dość rozpowszechniony mit o przezwyciężeniu tożsamości narodowej. Tożsamość narodowa traktowana była jako artefakt kulturowy, coś. co należy przezwyciężyć i odrzucić, żeby potem roztopić się w zjednoczonej Europie. Oczywiście to był nonsens - nazwijmy rzecz po imieniu. Naród jest tą oczywistą tożsamością, najszerszą możliwą wspólnotą, którą ludzie rozpoznają**. Jest więc czymś przedustawnym, niezależnym od woli ludzkiej, choćby nawet rozpoznawany byt jako przekleństwo. Zarazem jednak ów istniejący uprzednio naród musi być ustanawiany w wyniku emocjonalnego przeżycia i dokonywanego wyboru. Ponownie Wildstein: „Fundamentem wspólnoty jest też jakieś przeżycie, które dopiero później się racjonalizuje. Nic ma wyrozumowanej do końca wspólnoty. Ona musi być przeżyta. (...) To. czy ktoś jest. czy nie jest członkiem danej wspólnoty, poznaje się właśnie w takich momentach. Wtedy dokonujemy wyboru**.
A więc wspólnota jest. a zarazem ustanawia się w chwilach osobliwych. Ten paradoks (w istocie pozorny) opisuje zasadę działania mechanizmu teatru narodowego Krakowskiego Przedmieścia. Naród istnieje i stanowi fundament tożsamości, ale tylko dla tych. którzy w swoich wyborach rozpoznają się w jego ramach, pozostają wierni konstytuującemu go przeżyciu. Oczywiście można pytać - i całkiem zasadnie - skąd wiadomo, że określone przeżycie i określony wybór jest właśnie tym. który konstytuuje naród w danym momencie historycznym, czy na przykład wybór milczenia albo wręcz szyderczej aktywności nie jest równie „tradycyjnie polski”, jak wybór martyrologicznego heroizmu, ale takie pytanie właśnie w perspektywie wiary w przed usta wność narodu okazuje się bezsensowne. Na pytanie o możliwość uznania, żc ktoś może czuć się obco wobec „narodowo-katolickięj” formy polskości, Wildstein odpowiada, że jeśli ktoś się czuje obco, to nie jest członkiem tej wspólnoty, zaś bunt przeciwko narodowo-katolickięj formule polskości jest wymierzony „przeciwko realnej formule polskości a w imię nierealnej, czyli nieistniejącej”. I ma rację ponieważ nie ma innej manifestującej się, a więc istniejącej w dmmacie/przedstawieniu formy polskości ergo - nie ma innej polskości w ogóle. Indywidualne poczucie bycia Polakiem niezależnie, a nawet wręcz przeciwko wspólnotowemu przeżyciu z Krakowskiego Przedmieścia z punktu widzenia narodu nie ma znaczenia. Pozostaje indywidualnym poczuciem i niczym więcej. W ten sposób polska prawica odkryła i zrealizowała w praktyce ideę ustanawiania uniwersalności podsuwaną jako wzorzec działania politycznego przez
II