teresów wynikającej ze wspólnego zagrożenia motywowało proturecką orientację sięgającą czasów wojny północnej. Z orientacją profrancuską łączyli ,^republikanie” orientację propruską, która przetrwała u nich mimo przewrotu aliansów w 1756 r. Bezpośrednie sąsiedztwo było przyczyną pro po ruskiej orientacji części magnatów z Prus Królewskich i Wielkopolski, podobnie jak prorosyjskiej orientacji niektórych magnatów z Wielkiego Księstwa Litewskiego i Ukrainy.
Na ogół jednak wewnętrzne sprawy polskie kazały magnatom szukać związków z obcymi dworami w przekonaniu, iż są one zainteresowane żywotnie posiadaniem w Polsce swoich stronników i gotowe są więc spieszyć im z pomocą i protekcją. Pomoc tę i protekcję wyzyskiwano w rozgrywkach sejmowych, trybunalskich, w walce o urzędy i starostwa. Protekcja ta podnosiła prestiż danych jednostek, czy koterii magnackich i zabezpieczyć ich miała przed „prześladowaniem”, to znaczy przed ewentualnością przykrych konsekwencji w razie przegranej. Przy ówczesnej panującej od dawna względnej równowadze sił istniała nie pisana reguła ówczesnych gier wewnętrzno-politycznych, że ich magnaccy uczestnicy konsekwencji takich nie powinni ponosić i że każdy poważniejszy konflikt należy kończyć „pacyfikacją”, kompromisem zabezpieczającym interesy zwalczających się stron.
Wciągając obce mocarstwa w sprawy polskie, magnaci najczęściej nie zastanawiali się, w imię jakich własnych korzyści dokonywać one mają owej ingerencji, względnie uważali, że sam fakt posiadania w Polsce stronników stanowi taką korzyść. Wspólnotę interesów z obcymi mocarstwami upatrywali (nie bez racji) w zachowaniu „wolnościowego” ustroju Polski. Bardzo też liczyli na atrakcyjność polskiej korony, której zaofiarowanie stanowiło w ich mniemaniu najsilniejszy atut, jakim rozporządzali. W przekonaniu takim utwierdzała ich niewątpliwie polityka francuska, zwłaszcza spod znaku „sekretu królewskiego”, kaptująca z dużym nakładem środków pieniężnych stronników w Polsce, z których nie miała żadnego w gruncie rzeczy pożytku. Poczucie braku większego ryzyka w posługiwaniu się pomocą zagraniczną wypływało z zakorzenionego poglądu, iż równowaga polityczna Europy wymaga istnienia słabego, ale nie naruszonego państwa polskiego i że mocarstwa patrzą sobie wzajemnie na ręce i nie dopuszczą, aby któreś z nich wzmocniło się przez aneksję ziem Rzeczypospolitej. Dominacja spraw wewnętrznych w ówczesnym myśleniu politycznym Polaków prowadziła nawet do występowania sporadycznych wypadków skrajnego zacietrzewienia koteryjnego wiodącego do pomysłów oferowania (co zresztą nie miało żadnego praktycznego znaczenia) pewnych własnych terytoriów w zamian za obcą pomoc w wewnętrznych rozgrywkach. Rzesze zaś prowincjonalnej szlachty żyły życiem swego partykularza, sprawami sejmikowo-trybunalskimi, zabiegami o protekcję miejscowych magnatów i udziałem w ich wzajemnych 4SS rywalizacjach. Międzynarodowa sytuacja Polski nie budziła niepokoju i troski u przeciętnego szlachcica. Ówczesna rzeczywistość zdawała się potwierdzać słuszność optymistycznej beztroski, w jakiej żyła większość społeczeństwa magnacko-szlacheckiego. Z wielkich konfliktów wojennych stulecia począwszy od drugiej wojny północnej po wojnę siedmioletnią neutralna i słaba Rzeczpospolita wyszła bez strat terytorialnych. Interwencje Piotra I i Anny w wewnętrzne sprawy polskie nie uczyniły z Rzeczypospolitej dependencji rosyjskiej, po okresach dyktanda następowały okresy rozluźnienia. Wojska obce przechodziły przez Polskę, nie pytając o pozwolenie, ale w końcu opuszczały jej terytorium. Bywały bardzo dokuczliwe, ale też nieraz dostawy dla nich bogaciły polskich magnatów i szlachtę. Wszystkie też sąsiednie państwa, podobnie jak i inne mocarstwa, deklarowały swe poparcie dla wolnościowego ustroju Rzeczypospolitej, w którym widziały źródło korzystnej dla siebie jej słabości. Stąd w czasach Augusta III w polskim społeczeństwie szlacheckim dominowały: poczucie kwietystycznego samozadowolenia, idee pacyfizmu i neutralizmu, brak istotnego zainteresowania aktywizacją i wzmocnieniem państwa, niechęć do jakichkolwiek wysiłków i ciężarów na jego rzecz. „Cała Europa i wszyscy sąsiedzi nasi niedawno krwią się zbroczyli — pisał w połowie stulecia hetman polny Wacław Rzewuski w Myślach w teraźniejszych okolicznościach Rzeczypospolitej — wojska sto tysięczne nie ubezpieczyli im pokoju, skarby nieprzebrane do ocalenia ich nie były skuteczne, rada jednowładna i ustawiczna nie zabiegła ich uciskom. U nas lubo wojsko nieliczne, rady sejmowe niesforne, skarb niebogaty, ale że Bóg na nas łaskawy, a król o nas starowny, dlatego my tylko sami niby szczęścia jedynacy, swobodni, spokojni, ocaleni, bezpieczni w pośrodku burzących się wzajem narodów zostaliśmy”1 2.
Z tym poczuciem błogostanu krzyżowała się jednak świadomość złych i niebezpiecznych stron ówczesnej sytuacji. Krytycyzm wobec anarchii, bezsiły i bierności Rzeczypospolitej narastał już od paru dziesiątków lat, sprzyjały mu stopniowo rozszerzające się, choć obejmujące jeszcze wąskie kręgi elity, wpływy myśli oświeceniowej. Niepowodzenia poczynań reformatorskich podejmowanych w latach czterdziestych, marazm i anarchia następnego dziesięciolecia skłoniły stronnictwo Czartoryskich do szukania bardziej radykalnych środków wyjścia z impasu. Do motywów ogólniejszych dołączał się czynnik bardziej jeszcze może stymulujący: obawa ostatecznej utraty wpływów wobec coraz większego monopolizowania łask królewskich przez ugruntowujące się stronnictwo dworskie pod kierunkiem marszałka Jerzego Mniszcha sprzymierzone z dawnymi republikanami spod znaku Potockich i do którego zbliżał się hetman Jan Klemens Branicki. Prowettyńskie sympatie cesarzowej Elżbiety pozba-
\ 489
1 J. Michalski, Sarmatyzm a europeizacja Polski w XVIII wieku, [w:] Swojskość
cudzoziemszczyzna w dziejach kulłtiry polskiej, Warszawa 1973, s. 139.