306
c;kok(;k f. kiśnnan
zmieniając jej oblicze. Jest to zjawisko godne ubolewania i martwi mnie, że inne społeczeństwa wkraczaj;) na tę sam;) drogę - albo pod komunistycznym sloganem zniesienia różnic między miastem a wsi;), albo pod uniwersalnym hasłem modernizacji, popularnym zwłaszcza w Trzecim Święcie. Jest to zatrważający regres.
Sytuacja w Wielkiej Brytanii nieznacznie tylko różni się od sytuacji u Stanach Zjednoczonych. W przeciwieństwie do większości kiajów europejskich. Wielka Brytania nie ma warstwy chłopstwa, a stylem życia farmera brytyjskie-po rządzy te same wartości, co w przypadku Brytyjczyka żyjącego w mieście. Cechą swoistą sytuacji w Wielkiej Brytami jest jednak, jak sądzę. to. żc mimo rewolucji przemysłowej społeczeństwo brytyjskie nigdy w pchli nic przyjęło etosu kultury industrialnej w tym sensie, w jakim przyjęły go Niemcy i Stany Zjednoczone. Wartości brytyjskiej edukacji, literatury, sceny i ekranu są niezgodne z. kulturą industrialną. Słabe wyniki brytyjskiego przemysłu od 1945 roku są zapewne jednym z przejawów brytyjskich oporów wobec dyscypliny produkcji masowej i uniformizacji. Jeżeli, jak pan twierdzi, psychologia indu strializacji jest ziem. to czy niezdolność do zarobienia na życic spowodowana tym. że nic przyswoiło się sobie w dostatecznym stopniu etosu industrializacji, nie jest ziem również?
Nie chcę idealizować wsi. W Anglii, podobnie jak w Ameryce, wieś była zawsze siedliskiem małostkowości i złośliwości. Jestem jednak przekonany, żc społeczeństwo, w którym dominuje wieś, jest - mimo wszystkie swe wady społeczeństwem w sumie mocniejszym i zdrowszym niż to. w którym dominuje miasto. Niektóre z najlepszych dziel nowoczesnej literatury zawdzięczamy ludziom, którzy pochodząc z prowincji wynieśli z. niej len rodzaj zdrowia psychicznego, jaki jest właściwy wychowaniu wiejskiemu, i ukazali tę świeżość wielkiemu miastu. Można uznać potrzebę istnienia wielkiego miasta jako przeciwnego bieguna czy też nieodzownego czynnika pobudzającego. Oczywiście, nic wyobrażałem sobie ani przez chwilę, że można by pozbyć się wielkiego miasta. Wolałbym tylko, aby było niniejsze, bardziej skupione, ze znacznie większym procentem ludności żyjącej poza jego granicami.
Wizja Stanów Zjednoczonych, jaką posiada Europejczyk. jest niemal na tą cznie wizją koncentracji miejskiej - Nowy.lork i Eos Angeles uw ażane są.ąJn <c z różnych powodów, za kw intesencję Ameryki. A jednak ten rodzaj uczuc na temat urbanizacji, któremu dal pan w łaśnie wyraz, jest typowo i tradycyjnie amerykański. „Uważam wielkie miasta za zgubne dla moralności, zdrowia i wolności człowieka”, pisał Thomas Jefferson w I7H4 roku. Od Jeffersona do Eranka Lloyda Wrighta większość wybitnych postaci amen kańskiego życia intelektualnego i literackiego wypowiadało się przeciw ko zlu u ielkiego miasta w Ameryce: Emerson. Thorcau. Poe, Henry Adams i wielu innych, (,'zy nu jest interesujące, żc antymiejska tradycja nic wywodzi się wyłącznic, ani naw cl głównie, z Georgii czy Kocky Mountains, lecz w rów nej mierze z kręgów intelektualistów miejskich ?
To prawda. Jedna z naszych trudności polega na tym, żc kraj ten trzyma się chwiejnie reliktów filozofii agrarnej próbując stosować ją do czegoś, co w i :■< czywistości jest krajem na wskroś zurbanizowanym.
W amerykańskiej kulturze popularnej ideały małego miasta i wsi są nadal dominujące. Przeglądając stare numery «Saturdav Evcning l’osl» (który prze-01) POWSTRZYMYWANIA...
307
stal istnieć nic dlatego, by straci! popularność, lecz dlatego, żc stracił wpływy z ogłoszeń) zauważy pan, że 90 procent słynnych okładek tego pisma przedstawia sceny z życia małych miast. Ameryka wciąż jeszcze idealizuje swe mile miasta, choć podkopuje je i niszczy.
Tragedia polega na tym, że ani nasze instytucje polityczne, ani tradycyjne wartości nie odpowiadają wymogom wielkiego miasta. Całkowita demoralizacja i zwyrodnienie tych obszarów miejskich jest naszym najbardziej uderzającym niepowodzeniem narodowym. Nic widzę przy tym żadnych oznak zatrzymywania się lego procesu. To prawda, żc średnie miasta w całym kraju podejmują wytężone, niemal bohaterskie wysiłki mające, na celu przeciwdziałanie upadkowi miast - próhy przywrócenia życia społecznego i kulturalnego w centrach owych miast; jestem też świadom, żc osiągnięto w tym zakresie pewne sukcesy w północno-zachodnim rejonie Pacyfiku i na południu, które jest dziś najbardziej chyba interesującą częścią Stanów Zjednoczonych. Nie widzę jednak niczego, co mogłoby powstrzymać proces wyrodnienia Nowego Jorku i Chicago-z wyjątkiem wyczerpania się zasobów paliwa i związanym z tym zanikiem pojazdów spalinowych.
Czy pańska krytyka wielkiego miasta nic jest w istocie krytyk:) degeneracji amerykańskiego społeczeństwa i amerykańskiej kultury? W książce Dcmo-cracy and the Student Lcft (1968) wyraźnie wiąże pan obie te sprawy:
Odnoszę wrażenie, żc studenci, którzy piszą owe listy protestacyjne, są niemal wyłącznic ludźmi pochodzenia miejskiego, że radykalizm studencki jest ...w istocie zjawiskiem miejskim... Nic ma [ w k ul turze amerykańskiej] żadnej silnej i spójnej wiary religijnej, edukacja nic jest mocno oparta na znajomości natury indywidualnego człowieka, nic, docenia się elementu tragedii, który W nieunikniony sposób stanowi centralny komponent ludzkiego losu, i związanych z tym ograniczeń możliwości społecznych i politycznych oddziaływań ... odizolowanie się Istudenta] od przyrody, jego stale obcowanie z maszyną i oswojenie ze światem sztucznych urządzeń, całkowite niezrozumienie powolnych procesów wzrostu organicznego, wszystko to sprawia, że staje się on niecierpliwy i oczekuje bezpośredniego związku między bodźcem i skutkiem...
Zauważyłem przed chwila, żc pańska krytyka wielkiego miasta odpowiada ideom tradycyjnego amerykańskiego antyurbanizmu. Teraz chciałbym dodać, że nacisk, jaki kładzie pan rv całej swojej twórczości na inherentny element tragizmu w życiu ludzkim, na skończoność i nieprzewidywalność życia, jest uderzająco „nieamerykański": kłóci się on z optymistycznym, nastawionym na rozwiązywanie problemów tego świata credo amerykańskiej kultury. Nic chcę zresztą wdawać się w kwestię, czy jest to rzeczywiście postawa nietypowa dla Amerykanina: pragnę zadać panu pytanie bardziej osobiste: Dlaczego wybitny Amerykanin kładzie tak wielki nacisk na ewidentnie nierozwiązywalny problem kondycji ludzkiej? A może mylę się, wiążąc pańską postawę z faktem bycia Amerykaninem, powinienem więc zapytać po prostu: dlaczego głosi pan takie właśnie poglądy?
Jest to sprawa dalece osobista, nieomal sprawa przekonań religijnych. Największą słabością myśli marksistowskiej, która to myśl, nawiasem mówiąc, przeniknęła do świadomości bardzo wiciu ludzi na Zachodzie, często w ogóle