być powierzone. A teraz to sobie mogę pójść do prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej Wola i zapytać:
- Grawitacja, co?
Albo:
- A którędy spadali?
Zresztą może wcale nie spadli, bo w ostatniej chwili zdążyli wskoczyć na balkon. Może nawet wskoczyli, patrzą, a tam goła baba. Tina, kotka moich rodziców, też kiedyś próbowała wskoczyć na sąsiedni balkon i spadła, i złamała sobie szczękę. Siedziała pół nocy w inspektach, zanim zdecydowała się wyjść z tą szczęką. Tata zabrał ją do weterynarza, a weterynarz był pierwszym Murzynem, jakiego tata w życiu widział. Potem przez miesiąc wlewało się jej rosół kurzy w tę zadrutowaną szczękę za pomocą strzykawki i pomarańczowego wentyla. Ciekawe, czy Tina też podglądała gołe baby.
Ach, rzucić to wszystko i zająć się składem! Na początek złożyłabym taką książkę z dzieciństwa, w której występuje dziewczynka, jej nowo narodzony brat i wieś radziecka siódmej dekady ubiegłego stulecia. W dalszej kolejności złożyłabym sobie rower i czekała, aż się zrobi troszkę cieplej.
I znowu zapowiedziana telefonem, mailem i kartką w drzwiach wizyta jehowych zastaje mnie w koszuli nocnej. Starsze dziecko u ludzi, młodsze gdzieś pośród łóżka, nawet majtek nie zdążyłam włożyć w obawie przed utratą weny. Zza monitora wychynają dwie szklanki, takie z tych niższych: jedna z chivasem, druga z regalem. Burzan mózgu.
- A, pisze pani, pani Justynko?
- A, no tak piszę sobie, pani Kasiu i pani Agnieszko.
- A o czym pani tak pisze, pani Justynko?
- A, moje panie, o zimie w mieście.
- A jak nie będzie zimy?
- Moje panie, ja umiem napisać i tak, i tak.
Będziemy rozmawiać o Bogu, obiecałam im. Przywiesiły
mi ostatnio ulotkę na klamce, sześć kluczowych zagadnień bytu w tyluż rycinach.
- Przejrzała może pani, pani Justynko, ten traktat, który-śmy zostawiły? Czy w swoim zapędzonym, pospiesznym życiu znalazła pani na to czas?
- No, żeż kurwa! - mówię. - W zapędzonym! Jeśli tak panie stawiają sprawę, to istotnie, nie miałam okazji przejrzeć tego traktatu.
Za to teraz wezmę im to do ręki, niech się cieszą, niech mnie odhaczają po powrocie do bazy, niech im grają ich je-howe statystyczne trąbki. Sześć punktów - widać, że zespołowa robota. Walnąć dziewięćdziesięcioma pięcioma tezami potrafi każdy, kto ma gwóźdź, młotek i niepancerne drzwi pod ręką. Skreślanie wymaga towarzystwa. Każdy człowiek
66 ! 67