słonej sytuacji być uznane za „naturalne". Idealna lnsslcjp Gwarancja sekretu, ale równocześnie gwarancja aprobaty be* zastrzeżeń ze strony czytelnika. Rycerski kodeks był regołą społeczną, którą elita chciała przeciwstawić najgorszym „szaleństwom”, przez które czuła się zagrożona. Obyczaje rycer- , skie tworzą więc tło opowieści. Wskazaliśmy w tym zakresie charakter „wymarzonego pretekstu” dla różnych zakazów.
Rola zaś magii dotyczy odmalowania namiętności, której fascynująca gwałtowność nie mogłaby być akcentowaną bez skrupułów. Namiętność bowiem przedstawia się w swych rę-z ul ta lach jako dzikość. Jest potępiona przez Kościół Jako f .grzech, a przez rozum jako chorobliwy wybryk. Nie można by więc jej podziwiać, jeśli nie byłaby w jakiś sposób uwolniona od wyraźnych więzów, łączących ją z ludzkim poczuciem odpowiedzialności .
Interwencja napoju miłosnego, działająca w sposób nieuchronny, ~awdodatku przez, przypadek, okazuje się zatem I konieczna l5.
Czym jest więc ten napój? To alibi namiętności. On pozwala nieszczęśliwym kochankom mówić: „Widzicie, że zą nic nie odpowiadam. Widzicie, że to jest silniejsze odę mnie”. Tym-czasem widzimy, że z łaski tej zwodniczej fatalności wszystkie działania skierowują się ku -śmiertelnemu przeznaczeniu, któ- j re istotnie kochankowie wielbią. Dzieje się to z wykrętną i stanowczością, w sposób bezbłędnie podstępny na przekór ' racjonalnym sądom o rzeczywistości. Nasze czynności najmniej obmyślone są nieraz najskuteczniejsze. Kamień, który ' się ciska nie celując, uderza prosto tam, gdzie .miał dotrzeć. W istocie bowiem wymierzano cel, ale świadomość nie zdążyła interweniować i spaczyć spontanicznego ruchu. Dlatego najpiękniejsze sceny dziejów Tristana to te, których autorzy nie umieliby skomentować i które przedstawiają z całą niewinnością.
Nie byłoby mitu, nie byiobjy_ romansu, gdyby Tristąn i Izolda mogli powiędzięć, jaki jest koniec, który sobie przygotor wują z całą siłą woli, głęboką, cq więcej,, przepastną. Kto śmiałby wyznać, że pragnie śmierci jjee pogardza Dniem, którego światło razi mu oczy/ile oczekuje w całej egzystencjalnej warstwie swej osobowości nadejścia unicestwienia jako wartości najwyższej?
Niektórzy poeci, w znacznie późniejszym czasie, ośmielili się na to ostateczne wyznanie. Ale tłum osądził: to są szaleń-
cy. Namiętność, którą narrator stara się pogłaskać czytelnika, wydaje się zazwyczaj znacznie słabsza. Mało jest szans, by kiedykolwiek określiła siebie w tak nie' pozwalający na wątpienie o niej sposób, jak śmierć, która ją potwierdza poza wszelką możliwą skruchą!
Niektórzy mistycy poszli dalej poza jawne wyznanie. Byli świadomi jego znaczenia i starali się to wyjaśnić. Lecz jeśli patrzyli w „mroczną Noc” z surową i jasną siłą namiętności to dlatego, że mieli w wierze rękojmię. Ufali, że Wola Najwyższa, pojęta w kategoriach osobowych i „świetlistych” zastąpi ich ograniczoną osobowość. Nie było to bezimienne bożyszcze napoju magicznego, ślepa moc lub nicość, które owładnęłyby ich tajemną chęcią, lecz Bóg, który przyrzeka Łaskę, i „żywy płomień miłości”, rozkwitający na pustyniach Nocy.
Natomiast Tristan niczego nie może wyznać. Chce tak, jakby nie chciał. Zamyka się w prawdzie niesprawdzalnej, nie dającej się uzasadnić, przy czym ze zgrozą odrzuca świadomość takiej prawdy. Zaraz odnajduję usprawiedliwienie dla każdej sytuacji i łudzi się tą racją bardziej niż ktokolwiek inny. To przecież trucizna -przemocą go porywa. A gdy wybrał swe przeznaczenie, którego pragnął na zasadzie tajemnej, władnącej nim słabości, wszystko go zdradza w czasie działania aż do momentu ucieczki i wysublimowanego kokietowania ucieczką! Istotne zaś w jego życiu, wielkim jako przykład, jest to, czego nie zna w sposób świadomy. Argumenty Nocy nie są racjami Dnia, nie mają z Dniem stycznych punktów komunikatywnych ia. Gardzą nim. Tristan stał się więźniem obłędu,Jgrzy którym blednie wszelka mądrość, wszelka" pra^" wda, nawet samo życie. Jest poza sferą naszegd~pÓwśzedniego szczęścia i cierpienia. Wyrywa”śięTku najwyższej chwili, w której całą radością jest pogrążać się w mrok.
Słowa Dnia nie mogą opisać Nocy, ale „poważna muzyka” nie chybiła temu pragnieniu, które poprzedza. Odegrajcie dźwięczną burzę SmibM Trfetyna i Izoldy!
„O stara, wzniosła melodio — mówi bohater — twe pełne lamentu dźwjęki docierały do mnie na skrzydłach wieczornego wichru, gdy przed wielu laty oznajmiono synowi śmierć ojca. Szukałaś mnie w posępny poranek, coraz bardziej niespokojna, gdy syn dowiedział się o losie matki... Gdy ojciec osierocił mnie i umierał, gdy matka wydając mnie na świat wyzionęła ducha, stara melodia docierała do ich uszu, melodia omdlewająca i smutna. Rzuciła mi pewnego dnia pytanie
41