całkowicie pozbawioną pożytku. Jeśli bardzo dziwne było już otwieranie grobu, by sprawdzić, czy dziewczyna nieżyjąca już od blisko tygodnia rzeczywiście nie żyje, to szczytem szaleństwa wydawało mi się otwieranie grobu jeszcze raz, skoro przekonaliśmy się na własne oczy, że trumna stoi pusta. Wzruszyłem tylko ramionami, ale milczałem, gdyż Van Helsing miał swój własny sposób postępowania, bez względu na to, kto mu się sprzeciwiał. Wziął klucz, otworzył grobowiec i znów w uprzejmy sposób przepuścił mnie przodem. To miejsce nie wydawało mi się już tak niesamowite jak poprzedniej nocy, ale niewypowiedzianie smutne, gdy wpadało do środka światło słoneczne. Van Helsing podszedł do trumny Lucy, ja zaś postępowałem za nim. Schylił się i odgiął wycięty ołów; w tym momencie przeszyło mnie uczucie zdumienia i niemiły dreszcz.
Lucy leżała tam dokładnie taka, jaką widziałem ją w dzień przed pogrzebem. Jeśli to w ogóle możliwe, stała się jeszcze bardziej porywająco piękna niż wtedy, i niepojęte było dla mnie, że miałaby być martwa. Wargi miała czerwone, bardziej czerwone, niż widziałem je kiedykolwiek, na jej policzkach leżał różowawy rumieniec.
- Czy to złudzenie? - spytałem.
- Czy teraz jest pan przekonany? - odparł profesor w odpowiedzi; podniósł przy tym jedną ręką jej wargę, tak że przeszedł mnie dreszcz, i pokazał mi białe zęby.
- Niech pan spojrzy - ciągnął dalej - niech pan spojrzy, zrobiły się jeszcze ostrzejsze. Tym i tym tutaj - dotknął jednego z kłów oraz tego, który znajdował się obok
- mogły zostać pokąsane dzieci. Czy wierzy pan teraz? [...]
- Jest tu coś, co odbiega od wszystkiego, co dotąd znamy; to rodzaj podwójnego życia, które jest zjawiskiem niezwykłym. Została ukąszona przez wampira, kiedy znajdowała się w transie, w stanie lunatycznym. Dziwi się pan, dotąd jeszcze pan o tym nie wie, ale później zrozumie pan wszystko. Podczas owego transu najłacniej mógł przyjść, by pić jej krew. Umarła w transie i leży tutaj w transie - jako żywy trup. Dlatego też różni się od wszystkich innych upiorów. Zwykle, gdy żywe trupy śpią u siebie w domu - mówiąc to, wykonał szeroki ruch ręką wokół siebie, by wskazać, co jest „domem” dla żywych trupów - ich twarze ukazują, kim są, ale ta słodka istota powraca, gdy nie jest właśnie żywym trupem, do formy zmarłego dziewczęcia. Niech pan spojrzy, w jej twarzy nie ma ani śladu złości, i dlatego tak strasznie mi przykro, że będę musiał skorzystać z jej snu i uśmiercić ją.
Na dźwięk tych słów przebiegł mnie zimny dreszcz i z wolna objawiła mi się możliwość zrozumienia idei Van Helsinga. Ale jeżeli rzeczywiście Lucy już nie żyła, nie było przecież rzeczą tak straszną uśmiercić ją po raz wtóry. Profesor spojrzał na mnie i dostrzegł najwyraźniej w mej twarzy zmianę nastroju, gdyż zapytał niemal z radością:
- A więc wierzy mi pan teraz?