władczą twarz Bafometa, siedzącego na tronie, a u stóp jego wśród dymów kadzielnych głowę Daisy. [...]
Biła już ósma, gdy się rozwiały ostatnie wizje i ostatnie dźwięki przepadły w głuszy wieczora, i Zenon podniósł ociężałą głowę znad niedokończonej sceny misterium, odłożył pióro, machinalnie ściskane w ręku, i po chwili rozmyślań szepnął z determinacją:
- To będzie, co być musi.
I wierny obietnicy danej Daisy poszedł na seans.
Olbrzymia hala Towarzystwa Teozoficznego była już wypełniona po brzegi, nad czernią głów, wprost wejścia, wznosił się wielki ołtarz, na którym siedział złoty, ogromny Budda, tępo zapatrzony okrągłymi oczami. Ze złotych kadzielnic, podtrzymywanych przez kamienne białe słonie, biły kłęby wonnych dymów, spowijające bóstwo i całą salę w błękitnawe obłoki. Na stopniach ołtarza, wśród wieńców i girland, splecionych z białych róż, hiacyntów i narcyzów, drgały światełka niezliczonych lampek niby złotawe motyle. Kilku Hindusów, siedzących na niższych stopniach, grało na olbrzymich instrumentach tak przedziwnie cicho, że tylko jakby szmer zamierającej fali przewiewał nad zasłuchanymi głowami, niekiedy jakby świergot ptasi przeleciał lub zabrzęczały roje pszczół. A jeszcze niżej, u stóp Buddy, na podium nieco wzniesionym, stała jakaś kobieta wbiałej, greckiej szacie. Była jakby zatopiona w modlitewnej ekstazie i końcem palców lewej ręki dotykała głowy jakiejś skurczonej, nagiej postaci, klęczącej przed nią... Zenon został przy drzwiach, gdyż wszyscy trwali w znieruchomiałym milczeniu, zapatrzeni i zasłuchani. Dopiero gdy śdchła muzyka i żywiej rozbłysły światła z kryształowych lotosów, podszedł do niego mr Smith.
- Będą dzisiaj nadzwyczajne rzeczy - szepnął, biorąc go pod ramię. - Miss Daisy prosiła, bym pana do niej przyprowadził! Medium dzisiaj jest w doskonałej kondycji. Właśnie Bławatskaja wprowadza je w trans. Pozna ją pan osobiście na agapie. Medium przywiezione z Tybetu. Prawda, jakie tłumy. A to tylko wybrani z wybranych! Inaczej, a mielibyśmy pół Londynu! I wszystkie sfery, od lordów aż do robotników. Pisałem do mr Joe, nie przyszedł! - poskarżył się w końcu.
Zenon usiadł przy Daisy, skinieniem głowy pozbywając się gadatliwego staruszka, który przez cały seans nie spuszczał z nich oczów.
- Niech się pan nie pozwoli owładnąć nastrojowi!
- Za trzeźwy jestem, aby na mnie podziałał! - odparł z przekonaniem.
Jakiś uśmiech prześliznął się po jej wargach i zamigotały powieki, ale się nie odezwała, bo Bławatskaja odjęła rękę od głowy klęczącego i medium zahipnotyzowane jakby zawisło w postawie pochylonej. Głos niski, mocny i bardzo melodyjny