Samotność i wspólnota 99
w grę). Przyjmowany model wspólnotowości miał też i wciąż ma ogromne znaczenie dla uznawanej za właściwą koncepcji narodu. Z grubsza rzecz ujmując, w podejściu charakteryzującym model etniczny narodu dochodzi wyraźnie do głosu organistyczna wizja wspólnotowości (o przynależności do danego narodu decydują tu nade wszystko czynniki naturalne, takie jak pochodzenie), zaś w podejściu do narodu w duchu modelu narodu politycznego (czy jak się go czasami zwie - obywatelskiego) wizja konstruktywistycz-na (o przynależności do narodu decyduje tu głównie lojalność wobec pewnych instytucji politycznych wyznaczających jego specyfikę). Pewnym podejściem kompromisowym jest podejście typowe dla modelu narodu w sensie kulturowym (o przynależności do narodu decyduje tu nade wszystko zdolność do uczestnictwa w tej samej kulturze, np. biegła umiejętność posługiwania się określonym językiem etnicznym).
W nakreślonym powyżej sporze pomiędzy różnymi wizjami wspóinotowo-ści opowiadam się za wspólnotowością pojmowaną w duchu konstruktywi-stycznym. Taką, która stara się chronić autonomię jednostki, nie ogranicza wewnętrznej debaty, co do swych granic oraz tożsamości, stara się maksymalnie wiele kryteriów przynależności doń uczynić kryteriami, które jednostka może świadomie spełnić przez określone akty wyboru. Wspólnotą pluralistyczną, która potrafi pogodzić się z innością odkrywaną w swoim wnętrzu, traktując ją jako czynnik wzbogacający, a nie jako przeszkodę dla zachowania całkowitej spójności wewnętrznej. Wspólnotą, która nie pozwała nikomu, aby występował w jej imieniu formułując, sądy co do wspólnego dobra bez poprzedniej powszechnej debaty, czym owo dobro powinno być. Za cnoty nadrzędne w tak pojmowanej wspólnocie uważam sprawiedliwość oraz solidarność. Ta pierwsza już od starożytności uznawana była słusznie za warunek istnienia jakiejkolwiek wspólnoty (choć pojmowanie sprawiedliwości było wtedy nieco odmienne od dzisiejszego), ta druga okazuje się szczególnie istotna w czasach promujących egoizm jako cnotę. Sprawiedliwość jesl niezbędna do tego, aby członkowie określonej wspólnoty mogli sobie ufać. Bez owego zaufania wspólne życie staje się koszmarem, demoralizującą, niszczącą psychikę i wszelkie więzi społeczne bezwzględną walką wszystkich ze wszystkimi. Solidarność zaś potrzebna jest do tego, aby wyeliminować poczucie samotnego zmagania się z losem, które szczególnie wtedy, gdy len staje się okrutny, jest trudne do zniesienia. Opowiadam się za pojmowaniem wspólnotowości raczej na wzór kręgu przyjaciół, którzy są wciąż zadziwieni swoją bliskością i nie przerywają wysiłków, aby ją podtrzymywać, nie zaś na wzór rodziny, w której bycie razem jest czymś naturalnym i nie budzi już nie tylko żadnego zdziwienia, ale także i żadnych wysiłków, aby bycie razem zakorzenić w czymś aksjologicznie głębszym niż więź krwi. Wspólnota, która mi się marzy łączyłaby zatem szacunek dla odmienności osobowej i grupowej, pochwałę pluralizmu światopoglądowego, akceptację prawa jednostek do autonomii z niezgodą na ich samotność. Łączyłaby rozum i uczucie. Wolność i zobowiązanie. Autonomię jednostek i poczucie więzi, bliskość bez konieczności przynależności i dystans bez wyobcowania.
Dobra wspólnota to wspólnota ludzi przekonanych o swojej równości, wy-