► no misję „Zyć razem", pilotowaną przez Jean-Franęois Hćberta, prezesa Miasta Nauk i Przemyślu w Paryżu. Przedstawiła ona program stu manifestacji i imprez kulturalnych, od wystawy na temat sprawy Dreyfusa po przypomnienie filmu „Shoah l.anztnanna.
Ale cóż, ksenofobia i islamofobia we Francji rosną. CCIF (Zespół przeciw Islamofobii we Francji) opublikował w grudniu 2001 r. raport alarmujący, iż wciągu II miesięcy zarejestrowano we l rancji 27 wypadków rasistowskiego pobicia, zdewastowanie 27 meczetów, sprofanowanie dwustu grobów; nie można leż zapomnieć o fali antysemityzmu. Przyczyny są wielorakie: wzrost widocznej obecności islamu we Francji, kontekst międzynarodowy (w tym także Irak. Bliski Wschód, 11 września, zamachy w Madrycie) oraz mieszanka polityczno-medial-na uwypuklająca „zagrożenie lundamen-talistyczne" we Francji, od sprawy chust w szkołach po wydalenie kilku imamów.
Ujmując rzecz schematycznie, mamy na święcie dwie przeciwstawne sobie polityki wobec imigrantów: integracja (mełlingpol. jak od zarania Ameryki - asymilacja, wtopienie ich w główny nurt narodowości) i modna obecnie, przynajmniej jako hasło, wielo-kulturowość (nwlri kultl, sałatka, w* której kawałki różnych owoców mieszają się, ale pozostają sobą). Ta druga zakłada prawo do tożsamości etnicznej, popiera stowarzyszenia. kluby, szkolnictwo (w tym religijne) imigrantów, których lojalność nie musi być narodowa, lecz tylko państwowa. Francja od lat postawiła na ten pierwszy model.
Obrona kultury i więcej: energiczna misja cywilizacyjna Francji jest tu sprawą narodowej dumy. Dyplomaci francuscy mówią wręcz o rayonnemem, promieniowaniu. Elita francuska nigdy nic rozzlzielała lojalności wobec kultury od lojalności politycznej. Ta tradycja sięga Czasów jakobińskich. Nie tylko rewolucja 1789 r., ale i reforma szkolna fiilesa Fer-t y ego zakładały, że „laickie i republikańskie państwo realizuje ważną misję społeczną, w której kultury zacofane i prowincjonalne znikną na rzecz demokracji i postępu”.
W historii Francji nawet despoci uważali czystość języka niemal za sprawę porządku publicznego. Państwo - czytamy w starych „Zeszytach Europejskich" głośnego wydaw nictwa Seuil - zawsze więc ingerowało w za gadnienia językowe, w tym zagadnienia li teratury i sztuki, gdyż samą kulturę uwa żało za ważną domenę polityki publicznej. Nie chciało więc, by tę domenę swobodnie kształtował rynek (stąd uporczywa walka n tzw. cxccprion cuhurelle, wyjątek dla sfery kultury, uwolnienia jej od wolnorynkowych, komercyjnych wymagań) albo dom rodzinny, albo nawet jakaś lokalna społeczność. Ponadto państwo boi się oczywiście separaiy-zmów wyrosłych na gruncie regionalizmu.
Jeśli państwo uważnym okiem patrzy na Bretończyków, Gaskońezyków, Korsykanów, Kanaków z Nowej Kaledonii (w końcu Francuzów z krwi i kości), to dlaczego miałoby łaskawiej spoglądać na mieszkańców Magli rebu albo lurków? Proszę bardzo- Francja jest otwarta. Francja jest rerredtoilc, ziemią schronienia, ale ci, którzy tam przybyli, muszą prędzej czy później zostać prawdziwymi Francuza mi. Słowem, Francja jest zbyt dumna, by prowadzić politykę wielokulturowo-ści. ledyna polityka Francji to polityka integracji. W końcu nawet opisywany wyżej henr wyszedł z mody wśród ludności pochodzenia arabskiego, gdyż zaczął być kojarzony przez francuską opinię publiczną z dobrym Arabem, to jest takim, który umiał i chciał zatrzeć wszelki ślad swojej odmienności, by lepiej się integrować z ukochaną Francją. „Trzebaprzestać wreszcie mówić o integracji, jestem już zintegrowany tak bardzo, że się dezintegruję” pisze autor książki „Metissages”.
Nastroje ewoluują. Tuż przed końcem tysiąclecia wyniki sondaży dowodziły, że około 40 proc. Francuzów przyznaje, iż są bardzo albo raczej rasistowscy. W lipcu 1998 r. sondaż międzynarodowy pokazał, że Francuzi. obok Belgów, są najbardziej rasistowskim społeczeństwem w Europie. Ale już w tydzień - dosłownie - po publikacji tych wyników reprezentacja Francji została mi strzem świata w piłce nożnej. Francja jest wielorasowa, ale zwycięska reprezentacja biła wszystkie proporcje: piłkarze pochodzili z Senegalu, Ghany, Armenii, Argentyny, Gwadelupy i Nowej Kaledonii, a królem, który strzelił dwa gole Brazylii, został Zinedine Zidane, marsylczyk pochodzenia algierskiego. Oszalały ze szczęścia tłum Francuzów na Polach Elizejskich skandował: - Zid/tne, PrćsuietuHZidane na prezydenta!). Optymiści pisali nawet, że oto przełamała się francuska dusza i teraz zaakceptuje imigrantów jako prawdziwych Francuzów.
Ale po chwili euforii zosrało po staremu. Jak pisze wielki znawca Francji John Ardah: „Jeśli dziecko imigrantów pomaga Francji wygrać, to jest Francuzem, leśli idzie do więzienia siedzieć-jest imigrantem”.
Oto bowiem następna ciemna karta sprawy: rosnąca islamska populacja francu skich więzień. Tak, liczba więźniów wzrasta ostatnio prawie w całej Europie, ale we Francji przez ostatnie trzy lala o jedną piątą! A muzułmanie, choć liczą mniej niż 10 proc. ludności kraju, stanowią ponad połowę francuskiej populacji więziennej. Więzienia, jak wiadomo. nie są ochronkami, lecz często szkolą zła. Przed trzema miesiącami dyrektor znanego paryskiego więzienia La Sanre ostrzegł władze, iż szerzy się lam ekstremizm muzułmański. Co robić? Wiadomo. iż więźniowie często szukają pociechy religijnej: tymczasem w rejonie paryskim na ok. 20 tys. więźniów - wyznawców islamu przypada zaledwie ośmiu muzułmańskich kapelanów więziennych. luka część odbiera lekcje religii od kolegów, którzy urządzają nielegalne modły, by tłumaczyć, iż chrześcijanie i żydzi to niewierni wrogowie?
48
Plllllll nr 5 (2489), 5 lutego 2005