204 Idea Boga
ma sensu, do którego przyzwyczaili nas filozofowie egzystencji, a którego najwyraźniejszy model znajdujemy u Heideggera - przynajmniej z Sein md Zeit. Istota trwogi polegała tam na otwieraniu horyzontu nicości, bardziej radykalnie negatywnej niż negatywność negacji, która nie potrafi jeszcze zapomnieć o negowanym bycie. Rozumiana w trwodze śmierć ukazywała się jako nicość czysta. Najważniejsze i najbardziej nowatorskie w książce Nemo wydaje nam się odkrycie, że związek bólu i trwogi otwiera inny wymiar sensu. Ból (zło) znaczyć będzie, co prawda, „koniec” świata, ale koniec, który w bardzo znaczący sposób prowadzi poza świat; poza byt, owszem, ale nie do nicości, lecz w stronę transcendencji (au-dela), której nie pojmuje ani negacja, ani trwoga filozofów egzystencji; ból (zło) nie jest ani modusem, ani rodzajem, ani jakimś zwieńczeniem negacji. Dlaczego więc z takim naciskiem mówimy
0 trwodze w głębi bólu? Wrócimy do tego pytania.
W swej bolesności ból jest nadmiarem (exces). Podczas gdy pojęcie nadmiaru od razu kojarzy się z ilościową ideą intensywności, stopniem swym przekraczającej pewną miarę, ból jest nadmierny w samej swej jakości. Bardzo ważne zastrzeżenie: ból nie jest nadmiarem dlatego, że cierpienie może być wielkie i przekraczające miarę ludzkiej wytrzymałości. Zerwanie z tym, co normalne i normatywne, z porządkiem, z syntezą, ze światem, stanowi samą jego jakościową istotę. Cierpienie jako takie jest konkretnym
1 niemal namacalnym przejawem czegoś nie dającego się zintegrować ani usprawiedliwić. „Jakość” bólu to właśnie ta nie-integrowalność, jeśli można użyć takiego terminu i zdefiniować tę konkretną jakość przez to abstrakcyjne pojęcie. Ból jest nie tylko tym, co nie-integrowalne, jest także nieintegrowalnością tego, co nieintegrowalne. Jak gdyby wszelkej syntezie - choćby czysto formalnej syntezie Kantowskiego ,ja myślę”, zdolnej do wiązania najbardziej heterogenicznych danych - przeciwstawiała się, w postaci bólu, rzeczywistość niesyntetyzowalna i bardziej heterogeniczna niż wszelka heterogeniczność, która poddaje się formalnemu wiązaniu; jakby heterogeniczność ukazywała się w samej swej bolesności. Jakby ból był nieredukowalnym bezładem, przeczącym naukom Bergsona z Ewolucji twórczej o nieporządku, który tworzy porządek innego rodzaju. Jest rzeczą uderzającą, że to, co w pojęciu nadmiaru czysto ilościowe, ukazuje się, w postaci charakterystycznej, jakościowej treści bólu, jako ąuidditas fenomenu. Ból w swojej źródłowej, jakościowej zjawiskowości odsłania pewną modalność, pewien sposób [bycia]: nie-znajdowanie-miejsca (le-ne-pas~trouver-de-pla~ ce), odmowa jakiegokolwiek pogodzenia się z..., przeciw--naturalność, potworność, burzenie wszelkiego porządku, obcość. I w tym sensie transcendencja! Intuicja, która w czystej jakości fenomenu bólu odkrywa jak zerwania z immanencją, wydaje nam się równie bogata intelektualnie, co ponowne odkrycie intencjonalności u zarania fenomenologii albo olśniewające stronice o Zuhan-denheit i Stimmung w Sein und Zeit. Ale są to może prywatne wrażenia, które należą do małej i anegdotycznej historii fenomenologii!
Zewnętrzność lub transcendencja w bólu nie czeipie swojego sensu z opozycji względem psychicznego „wnętrza” albo z jakiejś uprzedniej korelacji zewnętrzności i wewnętrzności, umożliwiającej złudzenie zaświatów - licznych, ale stłoczonych w tej samej przestrzeni. W nadmiarze, w ekscesywności (Vexcźś) zła przedrostek ex-znaczy swoim sensem źródłowym, jest ex- wszelkiej ekste-rioryczności. Żadna forma kategorialna nie może go ogarnąć ani zawrzeć w swoich ramach. „Całkiem inne”, wykraczające poza wspólnotę zwykłych zjawisk, nie jest po prostu słowem! Jest to Inne we właściwym sensie, jak mówi Nemo: „inna scena”, bardziej obca bytiu-w-świecie niż scena nieświadomości, która jest inna w zwykłym sensie - tymczasowe schronienie innośd, dające się wytropić i wydobyć na świat dzięki psychoanalizie.
Fakt, że transcendencja, wydarzająca się konkretnie w bolesności bólu, nie daje się niczym usprawiedliwić, ośmiesza głoszoną przez przyjaciół Hioba teodyceę. Ich idea sprawiedliwości wywodzi się z moralności nagrody i kary, z pewnego, już technologicznego, porządku świata. Czy zresztą wszelka próba teodycei nie świadczy