246 Sens bycia
wszelki sens zaczyna się w wiedzy. Jednak tej teorii relacji z Innym zarzucamy nie tylko to, że uparcie pojmuje ona tę relację jako wiedzę pośrednią - nieporównywalną z percepcją, w której poznawany przedmiot ukazuje się „we własnej osobie” - ale przede wszystkim to, że nadal pojmuje ją właśnie jako wiedzę: w tej wiedzy, uzyskanej za pomocą analogii między zachowaniem cudzego obiektywnie danego ciała a moim własnym zachowaniem, powstaje jedynie ogólna idea podmiotowego wnętrza i jaźni. Nieodróżnialna inność Innego pozostaje nie zauważona. Inność nie dająca się sprowadzić do tej, którą ustalamy, gdy do idei wspólnego rodzaju dodajemy charakterystyczną lub specyficzną różnicę; nieredukowalna do bezpiecznej różności, syntetyzowanej w czasie - założonym, synchronizowalnym - w którym ta różność się rozprasza, nieredukowalna do ostatecznej jednorodności, będącej koniecznym warunkiem każdej re-prezentacji. Inny traciłby w ten sposób całą swoją radykalną i nieodróżnialną inność, powracając do porządku świata.
To, co we współ-prezentacji bierze się za tajemnicę drugiego człowieka, jest właśnie drugą stroną znaczenia innego niż wiedza; budzeniem się na innego człowieka w jego tożsamości nieodróżnialnej dla wiedzy, myśleniem, w którym bliskość bliźniego znaczy, obcowaniem z Innym, które nie daje się sprowadzić do doświadczenia, nawiązywaniem kontaktu z pierwszym przychodniem.
Ta -bliskość drugiego człowieka polega naznaczeniu twarzy - znaczeniu, które trzeba będzie uściślić - znaczącej poza plastycźhyih'kształtem, który przysłania jej obecność w percepcji. Przed jakimkolwiek szczegółowym wyrazem twarzy - i bez żadnego szczegółowego wyrazu, który zawsze jest już pozą, który zawsze coś powstrzymuje, przysłania i chroni - nagość i ubóstwo ekspresji jako takiej, to znaczy skrajne odsłonięcie się, sama bez-bronność. Skrajne odsłonięcie się - wcześniejsze niż jakiekolwiek ludzkie nastawienie - jakby na strzał z bardzo bliskiej odległości. Ekstradycja osaczonego i ściganego - ściganego przez jakąkolwiek nagonkę i obławę. Twarz w swej prostocie stawiania oporu komuś, powolne narodziny „najkrótszej odległości między dwoma punktami”: prostota odsłonięcia się na niewidzialną śmierć. Ekspresja, która jest pokusą pierwszego zabójstwa i która nim kieruje: jego mordercza prostolinijność w szczególny sposób odpowiada odsłonięciu się, czyli ekspresji twarzy. Pierwszy zabójca nie wie może, jaki skutek przyniesie zadawany przez niego cios, ale zamiar gwałtu sprawia, że znajduje Unię, na której śmierć, z nie dającą się odeprzeć prostotą, godzi w twarz bliźniego, Unię, która jest trajektorią dobrze wymierzonego ciosu i zabijającej strzały. Morderczy gwałt, którego konkretne znaczenie nie ogranicza się do negacji - będącej już czystą jakością sądu - i którego intencję zbyt pochopnie chciałoby się wyczerpać w idei unicestwienia, tak jak zbyt pochopnie sprowadza się do widzialności, do zjawiskowości - do jawienia się formy w treści pewnego zbioru, w słońcu i w cieniach horyzontu - nagość twarzy, czyli jej odsłonięcie się bez obrony, opuszczenie osamotnionej ofiary i rozbicie wszystkich form w śmiertelności.
Ale to twarzą w twarz z twarzą w jej ekspresji -w jej śmiertelności - wskazuje na mnie, pyta o mnie, woła o mnie, jakby niewidzialna śmTerćJ której twarz Innego opiera się - czysta inność, w pewien sposób oddzielona od każdej całości - była moją sprawą. Jakby Inny, którego ta śmierć dotyczy w samej nagości jego twarzy, nie wiedział o niej i jakby dotyczyła ona mnie, zanim stanie się śmiercią, która mnie samemu patrzy w twarz. Śmierć drugiego człowieka stawia mnie pod znakiem zapytania, jakbym przez swoją obojętność stawał się wspólnikiem tej śmierci, niewidzialnej dla Innego, który się na nią odsłania; i jakbym, zanim sam zostanę oddany śmierci, musiał odpowiadać za śmierć Innego i nie mógł go zostawić w jego samotności. Właśnie w tym wezwaniu do odpowiedzialności przez twarz, która na mnie wskazuje, która o mnie pyta, która o mnie woła; właśnie w tym postawieniu mnie pod znakiem zapytania Inny jest bliźnim.
Wychodząc od tej prostoty, ukazującej się jako ubóstwo, nagość, bezbronność twarzy, mogliśmy kiedyś powiedzieć, że twarz drugiego człowieka jest dla mnie jednocześnie pokusą zabójstwa i przykazaniem „nie zabijaj”, przykaza-