172 Część II
tak wygodnego terminu, jak francuskie Moi, trudno jest jednak pozostać przy słowie Ja z powodów czysto gramatycznych, choć uciec od niego nie można. Zatem lepiej mówić
0 sobości. Sobość już się w różnych tekstach pojawiła
1 wydaje się słowem najlepszym i najbliższym temu, o co mi chodzi. Chodzi wszakże o to, czy Ja jest tożsame z sobą,
0 możliwość bycia sobą lub, inaczej, o to, co znaczy twierdzenie, że Ja jestem w swej sobości. Istnieje jeszcze jeden termin, tj. mojość, jest to jednak termin problematycz-ny, po polsku nie mówimy „jestem mną”, lecz „sobą”. Zresztą mojość ogranicza sobość do tego, co rdzennie moje, podczas gdy bycie sobą dopuszcza akceptację inności we mnie. Sprawę tę tylko tu sygnalizuję, ale będę musiała do niej wrócić.
Dyskusja terminologiczna doprowadziła wprost do pytań merytorycznych. Jest ich wiele i układają się w przynajmniej trzy zasadnicze grupy ściśle powiązane. Po pierwsze więc, czym jest owa sobość: duszą, istotą mnie samego, jakąś strukturą trwałą, ideą, tym, co dla mnie najważniejsze, co się skrywa i czego szukam, gdyż nie uchwytując, mam poczucie zagubienia, niepewności, i co ważniejsze - jestem jakby w niepełności swego bycia, to bycie nie jest dla mnie przejrzyste. Jest we mnie wiele sprzeczności i konfliktów, lecz tylko odkrycie mego eidos pozwoli na scalenie tego, co dwuznaczne, czasem rozbite. Eidos, jego odkrycie ma być tu warunkiem mojej integracji, dzięki której to, co obce, może zostać usunięte, albo tak włączone w sobość, że już nie grozi żadnym rozchwianiem. Tak pojęta sobość przedstawiałaby się jako struktura w miarę spoista i pewna.
Można jednak tę sobość rozumieć inaczej, jako niezmierzone zadanie, przede wszystkim, ale bynajmniej niekoniecznie zadanie etyczne. Tak pojęta sobość nie posiada żadnego stałego centrum, niczego, co by raz na zawsze decydowało ojej konstytucji, ta sobość nieustannie się kształtuje, a wobec czego zasadnicze problemy dotyczą warunków owego kształtowania się, wewnętrznych i zewnętrznych przeszkód i sprzyjających okoliczności, a przede wszystkim kierunku, w jakim to samotworzenie się podąża. Zmieniam się, przetwarzam
1 w tym procesie grozi mi nieustannie zagubienie, kompletne pogrążenie się w tym, co z punktu widzenia owego kierunku, choć mglisty jest on i niepewny, stanowi jedynie błahość lub przeszkodę.
Jest jeszcze inne ujęcie sobości. Nie jest ona wówczas ani istotą ani zadaniem, jest momentem egzystencjalnego doświadczenia, tu i teraz. Tak, to ja, to o mnie chodzi, konstatuję ten fakt z pewnością niezachwianą, konstatuję siebie jako siebie, bez żadnych określeń. Takie uchwytywanie sobości pojawia się najczęściej w momentach zagrożenia. Są to trzy różne pojęcia sobości, które można by nazwać sobością eidetyczną, teleologiczną i egzystencjalną, a które w dyskusjach filozoficznych często się łączą, nakładają na siebie, gdyż nie jest chyba tak, by się wzajemnie wykluczały, co jednak nie oznacza eliminowania ich teoretycznej odrębności.
Drugi rodzaj pytań dotyczy sposobów ujęcia owej sobości. Czy jest to jakiś szczególny akt refleksji przybierający różne modalności, takie np. jak rozumienie, intuicyjne uchwytywanie, nagłe odsłonięcie, a może po prostu nieokreślone poczucie o charakterze emocjonalnym? Kiedy stwierdzenie, że „to Ja”, ma charakter apodyktycznej pewności, i czy w ogóle taka jest możliwa? A może Ja ujawnia się w procesie realizacji własnych możliwości, w praktyce bycia? w tym poszukiwaniu siebie? Należy zadać także pytanie, czy owe różne sposoby samej koncepcji sobości nie wpływają także na sposoby dochodzenia do niej?
Trzeci rodzaj pytań wydaje mi się najciekawszy, zwłaszcza dziś, po pracach Levinasa i Ricoeura. Nie stawialibyśmy problemu tożsamości Ja, gdyby owo Ja było jednością zintegrowaną. Nie szukałbym siebie, gdyby nie tkwiło we mnie samym coś, co inne, inne rozbijające sobość, a może przeciwnie - wzmacniające ją, wspomagające ją w konkretyzacji. Trzeba więc pytać o tę grę, która się toczy w tym, co jest w sobie, dla siebie, przez siebie, przez zderzenie z tym, co ową sobość pochłania, roztapia, zaciera, a czasem buduje, co inne, obce, lecz niekoniecznie będące na zewnątrz. To inne jest we mnie. Może zresztą nie jest to inne, lecz coś, co mnie przekracza, co mnie pochłania i o mnie decyduje, co nie jest tylko moje, a więc ma piętno ogólności, może powszechności, włączając mnie w to, co Levinas określał jako To-Samo. Inny we mnie. Ricoeur napisał na ten temat całą książkę. Pojęcie