Posłowie - Saren Kierkegaard: biografia myśli - Jacek A. Prokopski 209
choćby za cenę własnego życia. Słowa te dość często parafrazuje i wypowiada w różnych kontekstach Kierkegaard, kiedy mówi o Mistrzu z Galilei. Ten bowiem zwraca się z błyskawicami walki w oczach, nakazując swym uczniom - co czyni i Kierkegaard, jakby bez znieczulenia i kompromisu - którzy nie posiadają mieczy, by sprzedali płaszcze, a zaopatrzyli się w miecze. By już w następnej chwili kazać im schować miecz do pochwy, bo Królestwo Jego nie jest z tego świata. Oto człowiek, który nauczył duńskiego myśliciela najsubtelniejszej dialektyki, który jednego dnia błogosławi pokój czyniącym, a drugiego zapowiada, że przyszedł nie aby pokój przynieść, lecz miecz.
Ustanawia szczęśliwymi tych, którzy płaczą, a nakazuje uczniom radować się i cieszyć zbytkiem. Gdzie jeszcze możemy odnaleźć podobne paradoksy oraz takie trudności do rozwiązania? Można by przypuszczać, że ani w osobie Chrystusa, podobnie jak i Kierkegaarda, ani w ich nauce, nie ma spoczynku, nie ma istoty, jest tylko nieustannie zmieniająca się egzystencja.
Wobec takiego sposobu komunikowania prawdy, nie możemy przejść obojętnie, bowiem sprzyja on, powtórzę, albo zdecydowanej irytacji, albo bezgranicznemu uznaniu.
Dialektyczna finezja, z jaką spotykamy się u Kierkegaarda, jest zatem wynikiem lekcji pobranej u Mistrza, jedynego w swoim rodzaju. Pewnie dlatego filozof z Kopenhagi osiągnął swój cel: egzystencjalny nastrój jego pism przenika duszę każdego, kto otwarcie zmierza w kierunku prawdy. Można zatem Kierkegaarda nienawidzić, można go kochać, ale nie można wobec niego być obojętnym. Jak też nie można w kontekście poznawanej prawdy nie nauczyć się czegoś o sobie, o swej, już nieuniknionej, relacji do chrześcijaństwa. Nie można również podejrzewać, aby dla Kierkegaarda było ważne to, że poszczególny człowiek nauczył się prawdy chrześcijaństwa od niego. Jego misją wyrażoną w koncepcji niebezpośredniej komunikacji nie było przecież odkrywanie siebie, lecz pragnienie, by dopomóc każdemu z osobna odnaleźć swój własny sens, nie zaś sens Kierkegaarda, Ten owszem, był i dziś ciągle jest ważny, lecz szczególnie dla tych, którym nieobca jest tak zwana tradycja biografizmu w spojrzeniu na jego osobę. Nie ulega jednak wątpliwości, iż celem nadrzędnym, który towarzyszył Kierkegaardowi, była chęć potwierdzenia pewnego faktu. Mianowicie, czy ktoś jest chrześcijaninem, czy nim nie jest, co uczynił ostatecznie z prawdą, którą odkrył, co uczynił ze swoją świadomością.
Kierkegaard prowokuje w imię prawdy, autentyzmu, dlatego spotyka się niejednokrotnie, jak każdy jej nauczający, z negatywną krytyką. Celują w niej szczególnie ci, którym na sercu wcale nie leży poznanie prawdy o życiu i twórczości Kierkegaarda, lecz jego zdyskredytowanie w oczach czytelniczej opinii. Ta niestosowność, to wyszukiwanie „smaczków” z życiorysu myśliciela i nadawanie im swoistej, niepozbawionej często wulgaryzmu interpretacji. Te nieistotności, które podnosi się do rangi biograficznych, interpretacyjnych kluczy, to w rzeczy samej