— Mamy • .cze dużo i nie zaczęłam czerpie z zapasowych zbi' v. Nie martw się $'• d staje się wyraź
niejszy — dodała.
— Swiet*-:: ,?ak uzbrojenie?
— WszęrN:, .... ; wrme światło. Gotowe do akcji.
Murdoch z;.. ;sil papierosa i zapalił następnego
— ...Nieki.we 7. nich wożą w sobie martwych ludzi, pr zymocow. • nych pasami — powiedziei. — W ten sposób udają norm samochody z pasażerami. Czarny Caddy zawsze tak obi i zmienia pasażerów dość często. Utrzymuje w swym wnętrzu niską temperaturę; żeby wystarczali ną jak1 c. as...
— Jesteś dobrze zorientowany. Sam.
- Zmylił mojego brata takimi fałszywymi pasażerami i podrobionymi znakami rejestracyjnymi. Dlatego brat otwopzył przed nim Fort Paliwowy. I wtedy zaatakowała mała band; Diabelski Samochód ciągłe zmienia kolor, raz maluje się na czerwono, to znów na zielono, na niebiesko lub na biało, ale wcześniej czy później wraca do czarnego. Nie lubi żółtego, brązowego ani kombinacji dwóch kolorów. Mam listę prawie wszystkich fałszy-
v.....ł< mirrę rów rejestracyjnych, jakich kiedykolwiek
używał. Zdarza mu się jechać głównymi autostradami prosi*) do centrum miast i tankować* paliwo przy zwy-klych stacjach benzynowych. Kiedy obsługujący przechodzą na stronę kierowcy, by zainkasownć pieniądze — on rusza na pełnych obrotach. Wtedy często zapisują jego numer Może też udawać z tuzin ludzkich głosów. I tak się świetnie podrasował, że nigdy nie rnogą go potem złapać. Zawrze wraca na Równinę i tu gubi pogoń. Napadał nawet na składy używanych samochodów...
Jenny gwałtownie skręciła zmieniają*, kurs.
— Sam! Ślad jest teraz bardzo wyraźny. Tędy! Skręca w kr n .ku tych gór.
— Jedź / • — powiedział Murduci:.
Murdock z - ;ikł na dłuższy czas N wschodzie zajaśniał pierwszy brzask ranka. Z tyłu za a mi blada Gwiazda Poranna wyglądała jak biała pini, , na ciemnonie-
barskiej Tablicy nieba. Zaczęli wyjcżd®frc na ługodn** wzresienie.
— Wefgp, Jenny Weź .-jo— nagli! Murdoęfc
— Myślę, że sic nam uda — powiedziała
Draga była coraz bardziej stroma ferny zmniejszyła
szybkość dmtosowując ją do Terenu, który dawał się
■— Go się stało? — spyta! M^rdock
— Trudniej tędy jechać — odpowiedziała, — I 'ludniej znaleźć ślad.
— Dlaczego?
— Sporo tu jeszcze starych śladów promieni wanta — odpowiedziała. — Zakłóca to moj system tr-opienia.
— Próbuj, Jenny.
— Siad zdaje się prowadzić prosto w stronę gór.
— Jedź za nim! Jedź za nim!
Zwolnili jeszcze trochę.
— Wszystko mi się poplątało. Sam — powiedziała. — Właśnie zgubiłam ślad.
Musi mieć gdzieś tutaj swoja kryjówkę — jaskinię lub coś w tym rodzaju — gdzie może się ukryć i od gon Tylko w ten sposób przez tyle lal mógł uniknąć wykrycia lotniczego.
— Co mam robić?
— Jedz przed siebie, jak długo będziesz mogła-, i wypatruj w skałach nisko położonych otworów. Bądź ostrożna. Bądź gotowa do ataku w każdej chwili. .
Podjechali do podnóża gór. Antena Jenny uniosła się wysoko w powietrzu — motyle stalowej gazy rozwinęły skrzydła błyszczące w porannym świetle, trzepocząc i ■wirując wokół niej.
— Ciągle mc — powiedziała. — A za daleko nie możemy tędy jechać.
— Jedzmy wobec tego wzdłuż gór i wypatrujmy otworów.
— W prawo czy w lewo?
— Nie wiem. W którą stronę byś pojechała, gdybyś była ściganym samochodem-odszczepieńcem?