400 Część / V. Freud i polityka
możliwą pozycję podmiotu „niewykastrowanego” symbolicznie, a więc podmiotu, który w swym działaniu nie podlega jakimkolwiek kulturowym ograniczeniom i normom. W tym sensie jest on Ojcem „bez braku”, którego tak naprawdę nigdy nie było — stanowi on tylko czysty produkt ludzkiej fantazji6.
Z drugiej strony ów Ojciec jest obiektem zazdrości i nienar wiści w mniemaniu „synów”. A więc ściśle biorąę, wszystkich tych, którzy w swym życiu nie mogą rozkoszować się podobną, co on pełnią władzy i niczym nieograniczonym zaspokajaniem swych popędów seksualnych. I ta druga strona odniesienia do Ojca w równej mierze składa się na jego obraz.
Ujęcie to implikuje, że stosunek „synów” — a więc ludzkiego podmiotu jako takiego — do figury Ojca jest paradoksalny w swej ambiwalencji. Z jednej strony zajmuje w ich fantazjach niemożliwą, nieludzką wręcz pozycję absolutnego władcy, co stanowi wyraz ich własnych snów o potędze. Z drugiej strony właśnie też dlatego pałają do niego głęboką nienawiścią, dając upust drzemiącym w nich siłom zniszczenia i agresji. Ich stosunek do władzy Ojca jest zatem głęboko dwoisty, przy czym to bynajmniej nie sam Ojciec go spowodował, gdyż jest on w końcu fikcyjnym produktem ich wyobraźni. Źródło tego antagonizmu tkwi w ambiwalentnej postawie wobec niego samych „synów”, on sam zaś stanowi jedynie obiekt projekcji ich najgłębszych, wykluczających się wzajemnie pragnień.
Odczytana w ten sposób mityczna figura Ojca pierwotnego z freudowskiej opowieści liczy się przede wszystkim jako wyobrażeniowy „archetyp ", pozwalający zrozumieć mechanizm kształtowania się „politycznych "relacji dominacji jednych nad drugimi. Jeśli więc w danej grupie społecznej pojawia się jakaś jednostka przywódcza, to efektywność i trwałość jej władzy nie zasadza się nigdy wyłącznie na tym, że potrafi umiejętnie lawirować między różnymi opiniami, wygrywać ambicje jednych wobec drugich, czy też siłą wymusza posłuszeństwo itp. Niezbędnym warunkiem uznania tej jednostki za przywódcę i władcę jest zajęcie przez nią
| Na temat figury Ojca symbolicznego u Freuda i Lacana piszę szerzej w pracy Zagadka „drugiejpici", Universitas, Kraków 2006, s. 281-305.
w wyobraźni członków danej grupy pustego miejsca „pierwotnego Ojca”. Owa jednostka musi więc wkroczyć w zarysowaną powyżej dwoistą fantazmatyczną przestrzeń i nią dla siebie zawładnąć; dopiero wówczas może liczyć na względnie trwałe uznanie własnej dominacji w grupie. Warunkiem jej dominacji jest zatem opisany powyżej „psychologiczny” proces, który już z góry wyznacza czonkom grupy rolę jednostek gotowych na podporządkowanie się jednostce przywódczej.
Ale podobne odczytanie freudowskiej opowieści i jej rein-terpretacji przez Lacana ma jeden słaby punkt. Jest nim sposób, w jaki interpretuje się w niej skądinąd kluczowe wydarzenie tej opowieści: zamordowanie pierwotnego Ojca. Zgodnie z tym odczytaniem owo wydarzenie było tak samo „nierealne” jak postać pierwotnego Ojca. A więc podobnie jak ów Ojciec nigdy nie istniał ono też nigdy nie miało miejsca. Gdyby tak było, w istocie trudno byłoby zrozumieć kolejny ważki element opowieści Freuda: „powrót” zamordowanego Ojca w postaci totemu, a później Boga. Jak się wydaje, to przeobrażenie się w wyobraźni synów postaci Ojca ze znienawidzonego despotycznego samca w kogoś, kto - po zamordowaniu - staje się jako taki niedostępny niczym bóg, możliwe jest jedynie wówczas, kiedy za autorem Totem i tabu przyjmiemy, że mord na Ojcu-despocie został rzeczywiście dokonany.
Tylko bowiem tego rodzaju czyn mógł doprowadzić do tak głębokiego przeobrażenia postawy wobec zamordowanego Ojca jego synów-morderców. Zostali wówczas bezpośrednio skonfrontowani z tym, co sami na owego Ojca uprzednio zaprojektowali, umiejscawiając go w swej wyobraźni w „niemożliwym” miejscu absolutnego podmiotu „bez braku”. Do tej pory wydawało im się, że mogą go dosięgnąć swoją „zemstą” i usunąć jako zbyteczną przeszkodę na drodze do władzy. Teraz, kiedy się to faktycznie dokonało, a zarazem dosięgają ich wyrzuty sumienia za popełniony czyn, dominacja Ojca nad nimi wydaje się im paradoksalnie znacznie większa niż dotychczas, a on jako taki nieosiągalny, jeśli chodzi o samo źródło jego nowej „boskiej” mocy.
Tylko więc konfrontacja synów-morderców z traumatycznym Realnym mordu pozwoliła im w pełni zdać sobie sprawę z tego,