408 Część IV Freud i /utli/ykti
budowane agresją wyobrażenia, których nie może on znieść, sv związku z tym wyrzuca je na zewnątrz siebie, oskarżając o nic innych albo też twierdząc, że wszystko dookoła sprzysięgło się przeciwko niemu (przekonanie o istnieniu fatum, złośliwości rzeczy martwych itd.). Chodzi tutaj o typowy mechanizm obronny, za pomocą którego jednostka broni się niejako przed sobą samą, projektując na innych własne lęki i agresję.
Freud próbuje uzasadnić teoretycznie podobny mechanizm, powołując się na własną koncepcję popędu. Według niego popęd jest w jednostce źródłem wewnętrznych impulsów, które często budzą w niej przerażenie i chętnie by się ich pozbyła, ale nic może przed nimi uciec. Dlatego jedyną formą obrony jest dla niej projekcja owych impulsów na zewnątrz; „Powstaje skłonność do traktowania ich tak jakby nie działały od wewnątrz, ale z zewnątrz, by móc użyć przeciw nim środka obrony, jakim jest ochrona przeciwbodźcowa. Takie jest pochodzenie projekcji [...]” (Freud 2007, 181). Tak ujęty mechanizm projekcji nic może być według Freuda oceniany wyłącznie negatywnie, ale pełni również istotną, pozytywną rolę w procesie kształtowania się jednostkowej tożsamości. Pozwala jednostce pozbyć się tych impulsów popędowych, które są dla niej nieprzyjemne i budować własną tożsamość w oparciu o te impulsy, które sprawiają jej przyjemność. W dodatku pozwala jej coraz wyraźniej odróżniać między tym, co wewnętrzne i zewnętrzne, tym samym zaś kształtować coraz bardziej wyraziście jej obraz rzeczywistości. Pojawia się pytanie, czym w takim razie różnią się projekcjo paranoika, o których zwykło się mówić, że nie znajdują swego potwierdzenia w rzeczywistości od projekcji nieparanoicznych? Czy można ustanowić jakieś wyraźne kryterium oddzielające jedne od drugich? A może różnica ta jest czysto relatywna?
Ponieważ Freud — wbrew swym zapowiedziom - nie opracował w sposób systematyczny koncepcji paranoi, na pytania te w jego pracach nie znajdujemy jednoznacznej odpowiedzi. Ale z jego ujęcia wynika wyraźnie, że wszelkie projekcje, służąc oczyszczeniu Ja z nieprzyjemnych impulsów, powodują równocześnie antagonizację międzyludzkich relacji. Przepajają jc podejrzliwością i agresją, która w przypadku paranoi przybiera
skrajnie patologiczną postać, rozmijając się wyraźnie z rzeczywistością. Taka.jest też jednak nieuchronna cena rozwoju ludzkiej osobowości, który możliwy jest tylko dzięki nieustannemu samooczyszczaniu się podmiotu z wszelkich „nieprzyjemnych” popędowych impulsów i obciążaniem nimi innych lub świat zewnętrzny. Jakkolwiek zatem paranoja jest chorobą, w której patologicznemu zniekształceniu ulega stosunek podmiotu do innych i wraz z tym cały obraz rzeczywistości, to zarazem ujawnia się w niej ze szczególną siłą to, co stale jest obecne w naszych relacjach do innych.
Wiedzieli o tym skądinąd despotyczni władcy w ludzkiej historii, wykorzystując ten mechanizm do utrwalenia własnej władzy. Ale wiedzą też o nim równie dobrze populistyczni politycy funkcjonujący w systemie demokracji parlamentarnej, starając się „pobudzać” swymi wypowiedziami projekcyjne mechanizmy w elektoracie własnych partii w trakcie kampanii wyborczych. Ale tutaj znowu pojawia się pytanie: czym różni się w takim razie - patrząc od strony czysto psychologicznej - wykreowany przez faszystów obraz innego-Żyda jako podstępnego intryganta działającego na szkodę państwa niemieckiego i jego „prawdziwych” aryjskich obywateli czy propagowany przez komunistów obraz „wroga klasowego” od wykreowanego przez Busha obrazu terrorysty, z którym należy rozpocząć bezwzględną walkę, czy pojawiającego się w kampaniach wyborczych partii prawicowych obrazu imigranta ze Wschodu, który zabiera miejsca pracy „rodzimym” obywatelom krajów zachodnich?
Jeśli na pytanie to będziemy próbowali odpowiedzieć, wskazując na polityczne konsekwencje, do których doprowadziła podobna strategia, nietrudno będzie wydobyć różnice. Podobnie też zupełnie inaczej pod względem moralnym i prawnym oceniamy dzisiaj wszystkie te projekcje. W pierwszym i drugim nie tylko były one absolutną fikcją ale doprowadziły do biologicznej eksterminacji tych, których w nich uznano za wrogów. W przypadku strategii argumentacyjnej Busha i jego decyzji o charakterze militarnym sprawa jest już bardziej złożona. Po 11 września trudno jest bowiem utrzymywać, że zagrożenie terrorystyczne w Stanach Zjednoczonych i poza nimi nie istnieje i że w związ-