Czyja sprawiedlrM\y9*
Samotna gra w kręgle
1 D. Scott, G.C. Godbey, Recreation Specializdtion in Ihe Social Word of Contract Bridge, „Journal of Leisure Research”, 26,1994, s. 275-295; S. Parker, Elks, Lions May Go Way of the Dodo, „Christian Science Monitor", 24 VIII1998; J.D. Cramer, Relemnce of Local NAACP Is Upfor Debate, „Roąnoke Times", 2411999; D. Johnson, As Old Soldiers Die, V.F.W. Halls Fade A way, „New York Times", 6IX 1999. Jestem wdzięczny profesorowi Davidowi Scottowi za informacje o klubie brydżowym w Glenn Valley; „Glenn Yalley" to określenie miasta uniwersyteckiego w środkowej Pensylwanii.
2 Ch. Wicker, A Common Thread of Decency, „Dallas Morning News", 1 V 1999; D. Streitfeld, The List Chapter. AfterSO Years, VassarEnds Its Famed BookSale, „Washington Post”, 28 IV 1999, s. CI; C.L. Cole, So Many New Uniforms, but So Few Musicians, „Boston Sunday Globe Northwest Wcekly”, 5IX1991, s. 1.
z Wietnamu i wojskowych czynnych dalej po wojnie w Wietnamie, Tom Kis-scll, dyrektor ogólnokrajowy ds. członkostwa w VFW, zauważył: „Dzieciaki dziś po prostu się nie przyłączająp
Członkowie Ligi Charytatywnej (Charity League) w Dallas spotykali się rankiem w każdy piątek od 57 lat, żeby szyć, robić na drutach i składać sobie wizyty jednak 30 kwietnia 1999 roku odbyli ostatnie spotkanie: przeciętny wiek członków grupy wzrósł do osiemdziesiątki, ostatnia nowa osoba wstąpiła do Ligi dwa lata wcześniej, a przewodniczący Pat Dilbeck powiedział ponuro:
„Czuję się tak, jakbym był na tonącym okręcie"
Dokładnie trzy dni później i 1200 mil dalej na północny wschód absolwenci Vassar w Waszyngtonie zamknęli swoją trzydziestą pierwszą — i ostatnią - coroczną wyprzedaż książek. Ich celem było sprzedanie ponad stu tysięcy książek na rzecz stypendystów college'u w 1999 roku. Współprzewodnicząca collegeu Alix Meyerson wyjaśniła, że wolontariusze, którzy prowadzą program, mają „po sześćdziesiąt, siedemdziesiąt i osiemdziesiąt lat. Umierają, a są nie do zastąpienia".
W tym samym czasie, gdy na jesieni 1999 roku rozpoczęto rok szkolny w Tewksbury Memoriał High School (TMHS), nieco na północ od Bostonu, czterdzieści nowiutkich ciemnoniebieskich uniformów dopiero co zakupionych dia orkiestry marszowej pozostało w magazynie, ponieważ tylko czterech uczniów zapisało się, by w niej grać. Roger Whittlesey, kierownik orkiestry TMHS, przypomniał, że dwadzieścia lat wcześniej orkiestra liczyła ponad osiemdziesiąt osób. Od tego czasu uczestnictwo wyraźnie spadło2.
W jakiś niezbyt zrozumiały sposób w ostatnich kilku dekadach XX wieku wszystkie te grupy wspólnotowe i dziesiątki tysięcy podobnych do nich w całych Stanach Zjednoczonych zaczęły zanikać.
Proces ten następował nie dlatego, że odpadli Starzy członkowie - przynajmniej zdarzało się to nie bardziej gwałtownie niż zazwyczaj, za sprawą wieku i wypadków życiowych. Natomiast organizacji wspólnotowych nie ożywiał już nieustannie, jak w przeszłości, napływ nowych członków. Peszyło to przywódców stowarzyszeń. Przez lata zakładali, że ich problem musi mieć miejscowe korzenie lub przynajmniej, że jest on swoisty dla ich organizacji.
Rozmyślania o zmianie społecznej w Ameryce
3 J.A. Charles, Service Clubs iii American Society. Rotary, Kiwanis, and Lionś, Urbana, 111.1993, s. 157, University of Illinois Press.
■' E. Larrabee, R. Meyerson, Mass Leisure, Glencoe, 111. 195S, s. 359, Free Press, [cyt. za-.] F.R. Dul-les. A fłislgry of Recreation. America Learns to Play, wyd. 2, New York 1965, s. 390, Appleton-Century--Crofts.
Zlecali dziesiątki badań, żeby przeprowadzić reformy3. Ten spadek był zagadkowy, ponieważ od tak dawna, jak sięgała pamięć, spisy członków i listy podejmowanych działań nieustannie się wydłużały.
W latach 60. XX wieku rzeczywiście wydawało się, że grupy wspólnotowe w całej Ameryce stanęły na progu nowej ery szerokiego zaangażowania. Poza okresem posuchy obywatelskiej wywołanym przez Wielki Kryzys, ich aktywność, uprawiana przez wytrwałych obywatelskich ogrodników i nawadniana przez rosnący dostatek i edukację, wzrastała szybko z roku na rok. Każdy raport roczny odnotowywał rosnącą liczbę członków. Kościoły i synagogi były wypełnione, ponieważ we wspólnych modlitwach brało udział więcej Amerykanów niż ledwie kilka dziesięcioleci wcześniej, być może więcej niż kiedykolwiek w historii Stanów Zjednoczonych.
Co więcej, wydawało się, że Amerykanie mają wystarczająco dużo czasu.
Z badań przeprowadzonych w 1958 roku pod auspicjami nowo otwartego Centrum Badań nad Czasem Wolnym (na uniwersytecie w Chicago) wynikało, że martwiono się, iż „najniebezpieczniejszym zagrożeniem, które zawisło nad amerykańskim społeczeństwem, jest zagrożenie czasem wolnym”, zdumiewające stwierdzenie w dziesięcioleciu, w którym Sowieci mieli już bombę'. Czasopismo „Life" powtarzało echem ostrzeżenie dotyczące nowego wyzwania: „Amerykanie stają w obliczu nadmiaru wolnego czasu” - głosił nagłówek w lutym 1964 roku. A dalej, pod nagłówkiem - „Zadanie przed nami: jak nie przejmować się życiem”.