64 Eurypides • Tragedie
Wchodzi Posłaniec drugi.
Posłaniec drugi
O domu, niegdyś w Grecji tak szczęśliwy,
1025 starca z Sydonu, co siat w naszą ziemię potomstwo Ziemi, zęby węża-smoka, ptaczę nad tobą. niewolnik, lecz przecież [dobry niewolnik dzieli los swych panów]!50
Przodownica Chóru
Cóż to? Czy głosisz nowy czyn bakchantck? ,
K POSIANIF.C DRUGI
t«o Pentheus nie żyje, syn ojca lichiona.
Przodownica Chóru Bromiosic, władco, tyś wielki bóg!
Posłaniec drugi
Co,mówisz? Cóż to znaczy? Czyżbyś ty się cieszyła z nieszczęść panów mych, kobieto?
Przodownica Chóru Cieszę się, obca, śpiewam pieśń barbaiów,
' ims już nie drżę z lęku, więzów się nic boję.
Posłaniec drugi
Tcbanic, myślisz, [to] są tacy tchórze,
[że ścierpią twoją barbarzyńską czelność?]
Przodownica Chóru , Dionizos, Dionizos, nic Tcby, to władza dla mnie!
Posłaniec drugi
Zrozumieć można ciebie, ale szpetnie iwo cieszyć się z nieszczęść, do których tu doszło.
Przodownica Chóru Rzeknij mi. powiedz, jak zginął nieprawy sprawca nieprawych czynów?
50 Por. Eurypides (.1 <rd. JA-55).
\
\
/ Posłaniec drugi Gdy opuściliśmy siedziby Teban i przekroczyliśmy nurty Asopu, na stok wkraczamy góry Kithajronu,
Pcnthcus wraz ze mną, bo szedłem z mym panem, i obcy, co był przewodnikiem w drodze.
Idziemy najpierw trawiastą doliną: stąpamy cicho, uciszamy głosy w trosce, by widzieć - sami niewidziani.
Wąwóz skał stromych, wód z gór spływających, sosen cienistych był tam, gdzie menady siedziały miłym trudem rąk zajęte: jedne swe tyrsy, z których liść już opadł, znowu stroiły gałązkami bluszczu; inne jak źrebce uwolnione z jarzma biikchicznym śpiewem wzajem się'wzywały. Pentheus, nie widząc tłumu kobiet, biedny, krzyknął tak: „Gościu, z miejsca, gdzie stoimy, nie widzę menad i ich sprośnych tańców; na skałę wejdę lub wyniosłą jodłę, może ich szpetne sprawki lepiej dojrzę".
I oto widzę: obcy sprawia cuda.'
Chwyta za jodły podniebny wierzchołek, ściąga go, ściąga aż ku czarnej ziemi; jak luk gó wygiął albo jak kołodziej, gdy obręcz koła gnie naokół piasty, lak jodłę górską chwycił przybysz w rękę, przygiął ku ziemi - czyn nieludzkiej siły!
Sadza Pentheusa wśród gałęzi drzewa i znów rękami prostuje pień w górę -nic puszcza, aby nagle go nie zrzucił.
I jodła prosto wzniosła się ku niebu, niosąc mojego pana na swym grzbiecie.
Menady widzą go, zanim je dostrzegł, bo jeszcze on się nic zjawił na szczycie, a już po obcym nie było ni śladu, z nieba zaś glos czyjś, pewnie Dionizosa, głośno zawołał: „Hej, młode kobiety, przywiodłem tego, co was, mnie i moje orgie wyszydzał - a wy go ukarzcie!".
Jeszcze to mówił, a już ku niebiosom i ziemi strzela blask boskiego ognia.