Natura, przcmyślnlcjsza tym razem od człowieka, stworzyła Je Jednak, te prawdziwe potwory i to nic w „grubym zwierzu”, ale w „nieskończenie małym”; w świecie drobnoustrojów, wymoczków i larw, których najgroźniejszą straszliwo^ objawia nam mikroskop.
Wydaje się istotne, że nic nie jest w stanie dorównać grozie I przerażeniu, jakie wywołuje mnogość tych okropnych plemion. Pojęcie potwora, zrodzone przez człowieka w wizjach koszmarnych nocy, nic zdołałoby wynaleźć straszliwszych kształtów.
Jakiż artysta, nawet w nocach szarpanych gorączką, mógł wyśnić te żywe I wilgotne świdry, jak na przykład te, co wiją się i tłoczą w naszej urynie i żyłach. Jakiż malarz, nawet w godzinach szaleństwa, zdołałby wymyślić parazyta douve - ten jakby liść mirtowy, co kurczy się, spływa, nawraca, drga w uszkodzonej wątrobie baranów. Jakiż poeta w poszukiwaniu monstrum wymyśliłby dracun-culusa, pasożyta który w okolicach Gangesu lokuje się w tkankach stóp, zagłębiając się w ropiejących wrzodach, które sam wytwarza; jakiż człowiek wreszcie wymyśliłby to natłoczenie materii, poruszającej półkolistymi głowami, uzbrojonej w haczyki i szczypce, rozświeconej oczyma o wielu ściankach lub wznoszącymi się kopulasto - to ponure drapieżne zbiorowisko obrączkowatych tasiemek, wielobarwnych nitek, pasożytów rectum, askarysów, robaków, gnieżdżących się i rojących w wypatroszonych przewodach brzuchów.
Jest tu więc nowy punkt wyjścia. I ten, niemalże nowy sposób ujęcia, został - zdaje się - odkryty przez jednego malarza, zamiłowanego obecnie w fan-tastyczności, przez p. Odilona Redon. Dla stworzenia swych monstrów sięgnął on istotnie do falistego i płynnego świata; do dziedziny tych niewidzialnych istnień, które powiększone przez projekcję, stają się straszliwsze niż drapieżniki wyolbrzymiane przez starych mistrzów — sięgnął do przedziwnego, przerażającego ich rojowiska1.
Takie źródło może mieć Stonóg Przybyszewskiego - odpowiednik Reymontowskiego polipa, będący kulminacją grozy w powieści2. Ten okaz młodopolskiego bestiarium zapowiada po trosze karierę pająków i much w literaturze XX wieku. Ów „ohydny robak”3 (s. 160) zyskuje u Przybyszewskiego cechy „wszechobecnego i wszechwidzącego” demona. Fantazmaty animalistycz-ne nakładają się tu na fantazmaty urbanistyczne4. Obydwa rodzaje wyobrażeń tworzą nie tylko ten sam typ jakości estetyczno-emocjonalnych, ale także te same sensy: Stonóg jak i ulica są „pomazańcami życia” („zbyt długa, cuchnąca, smrodliwa ulica, jaką jest życie”, s. 74). Cała retoryka grozy życia skupia się w motywach odrażających form zwierzęcych lub człowiekozwierzęcych oraz fragmentach upiornych miejskich pejzaży. Przecięcie się tych ciągów rodzi ekspresywne metafory, np. „poczwarna morda Życia” (s. 110), „ryj ulicy” (s. 89), „potworność życia: zimna, obojętna, stónożna nędza” (s. 160).
Stonóg Przybyszewskiego staje się w powieści przedmiotem oryginalnego zabiegu. Istotną częścią ciała potwora są nie tylko nogi (analogon macek polipa, ośmiornicy czy splotów węża), ale także oko. To ono staje się ekranem, w którym bohater będzie oglądał straszliwą, a zarazem groteskową maskaradę lunaparu;
A wszystko to ujrzał jak w oddali, jakby w jakimś olbrzymim, fosforem zgnilizny dyszącym ślepiu - zadrżał w straszliwym przerażeniu - w ślepiu, jednym, jedynym przeolbrzymim ślepiu - stonoga (s. 144).
Przyglądanie się światu zamkniętemu w zielonym oku potwora -to propozycja szczególnej perspektywy. Cała odrażająca i groźna rzeczywistość Krzyku jawi się w sekwencji obrazów widzianych
159
J.K. Huysmans, Monstrum, w: Joris-Karl Huysmans..., op. clt., s. 141—142. M. Wallis za prekursora w odkryciu estetycznych walorów mikroorganizmów uważa Ernesta Hacckla (Kunst-forma der Natur, 1899-1904), por. M. Wallis, Secesja, Warszawa 1967, ś. 239-240. Entuzjazm dla nowych obszarów inspiracji artystycznych nie był przez wszystkich podzielany. Niech świadczą o tym chociażby takie uwagi o „estetyce natury”: Maurycy Griveau w świecie roślin dostrzega tylko harmonię, ozdobność kształtów, „wdzięczny rysunek”, „gdy natomiast zwrócimy się do zwierząt, spotykamy jakby wzór szkoły realistycznej: funkcje trawienia i oddychania, których zaledwo można się dopatrzeć w pięknych roślinach liściastych, w świecie zwierzęcym odbywają się za pomocą narządów brzydkich — wnętrzności, wstrętnych do tego stopnia, przypadkowe ukazanie się ich na zewnątrz przeraża i razi poczucie nasze” (Estetyka natury, „Tygodnik Ilustrowany” 1898, nr 34).
Obcowanie z mikroskopem i drobnoustrojami nie było zapewne obce Przybyszewskiemu - studentowi medycyny.
S. Przybyszewski, Krzyk, Lwów 1917 (wszystkie cytaty według tego wydania).
Tbn między innymi aspekt obrazowości Krzyku analizuje W. Gutowski w szklcuArtysta - więzień urbanistycznych fantazmatów. O „Krzyku" Stanisława Przybyszewskiego, w: „ W krainie pamiątek". Prace ofiarowane Profesorowi Bogdanowi Zakrzewskiemu w osiemdziesiątą rocznicy urodzin, red. J. Kolbuszewskl, Wrocław 1996.