zdania o śmierci, bo wszyscy starannie to słowo omijają:
»tak nagle, kto by się tego spodziewał«
»nerwy i papierosy, ostrzegałam go«
»jako tako, dziękuję«
»rozpakuj te kwiatki*
Przemilczenie staje się jeszcze bardziej wymowne w słynnym wierszu, którego tytuł celowo wprowadza w błąd: Kot w pustym mieszkaniu, gdzie o śmierci opowiada się -prawie nic „nie mówiąc” wprost, z wyjątkiem inicjalnego słowa „umrzeć”. (Bohaterem tej osobliwej elegii jest zmarły przyjaciel, pisarz Kornel Filipowicz, ale tu odczytanie związku z konkretną osobą wydaje się nieistotne, gdyż utwór ma sens uniwersalny). Zgon człowieka, pozostawiony jedynie domysłowi odbiorcy, został wskazany z perspektywy całkowicie pozaludzkiej, w której pojęcie „śmierć” nie istnieje, a „umrzeć” znaczy tyle co „zniknąć”. W przeczuciach osamotnionego zwierzęcia, a więc - w zoopsychologicznej hipotezie ograniczonego pojmowania zjawisk, ale i nieomylnego instynktu - nie ma miejsca na żal po zmarłym, a jest wyłącznie egoistyczny żal do tego, kto popełnił niegodziwość nieobecności, naruszając tym samym „prawa zwierząt” do opieki:
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu.
Zwierzę dostrzega jedynie nagłą zmianę w otoczeniu, czuje się zaniedbane z powodu dotkliwej (ale i skandalicznej) nieobecności swego właściciela:
Ktoś tu był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.
Ów brak, opowiedziany w szeregu zdań zaprzeczonych, zawiera w sobie zarazem wspomnienie i postulat — jak w Balladzie bezludnej Leśmiana; dostrzeżoną anomalię określa bowiem złamany obyczaj codzienności.
Tabu, choć motywuje milczenie o śmierci także w Wypadku drogowym, nie wyjaśnia jednak wszystkiego i nie wyczerpuje sensu
26
tego utworu. Są przecież nie tylko sytuacje, gdy o nieszczęśliwym zdarzeniu mówić nie chcemy, ale również takie, gdzie przyczyną milczenia jest nasza ograniczona wiedza. Na przykład cykl Mirona Białoszewskiego Zajścia ujawnia niekompetencję narratora, spowodowaną fragmentarycznością spostrzegania przez świadka i niepełnością uzyskanej informacji. Pojawiają się więc strzępy rozmów i powiadomień, w których luki wypełniane są domysłem i konfabulacją, natomiast zobiektywizowany obraz incydentu mógłby powstać dopiero w wyniku żmudnego śledztwa sądowego czy rekonstrukcji dokonanej przez dociekliwego reportera. Pierwsza wiedza o fakcie przypomina więc chmury-przywiane znad miejsca wypadku - porozrywane i porozrzucane. Scalone obrazy zdarzeń powstają natomiast dopiero w środkach masowego przekazu, choć kosztem nieuniknionych zniekształceń, a niekiedy nazbyt kreatywna interpretacja niewystarczających danych wytwarza tak zwany „fakt medialny”.
W Wypadku drogowym relacjonowane są okoliczności nie samego zdarzenia, ale niewiedzy o nim; natomiast ono samo i prowadzące doń ślady, komentarze i domysły pozostają niedostępne poznaniu - gdzieś poza zasięgiem społecznej świadomości (chociaż nie wiedzy narratorki), ukryte niby w oku cyklonu. O samym wypadku poetka nie opowiada prawie nic prócz tego, że miał miejsce „na szosie”; nie podaje żadnych szczegółów i gdyby nie tytuł, nie byłoby wiadomo, że chodzi o ten właśnie rodzaj niespodzianego zdarzenia, a nie porwanie czy awarię sieci energetycznej. Nie dowiemy się już ani o liczbie ofiar, ani o marce samochodu, czy zderzyły się dwa auta, czy też pod koła wpadł pieszy, może pijany, może dziecko bawiące się piłką; czy wypadek nastąpił wskutek naruszenia pierwszeństwa zasady przejazdu, poślizgu, braku świateł, mgły, nadmiernej szybkości... Wiadomo jedynie, że stało się to w pół godziny przed wypowiedzią narrator- |
ki. Możemy natomiast przypuszczać, iż cho-