u
KARL R. POPPER
Wychodziłby od krótkiego, lecz jasnego przedstawienia sytuacji problemowej, jaka istniała, zanim rozpoczęto badanie, oraz od krótkiego przeglądu stanowiska osiągniętego dotychc zas w dyskusji. Następnie przechodziłby do krótkiego omówienia wszelkith domysłów czy przypuszczeń dotyczących danego problemu, które mogły pobudzać badanie; mówiłby też, jakie hipotezy badanie miało, wedle oczekiwań, sprawdzać. Dal ej następowałby szkicowy opis apratury i pr: ;ebiegu eksperymentu, uzupełniony, w miarę możności, podaniem racji wyboru środków eksperymentu oraz wskazaniem wyników. Kończyłby s ię zaś podsumowaniem mówiącym, czy jakieś sprawdziany okazały się s kuteczne, czy sytuacja problemowa uległa, w przekonaniu autora, zmijmie, a jeśli tak, to w jaki sposób. Ta część artykułu zawierałaby też now e hipotezy, jeśli w ogóle mówiłoby się o jakichś hipotezach, i może jakie 5 uwagi o tym, jak można by je sprawdzić.
Powstały już artykuły napisane w tym: tylu, niektóre z nich pod wpływem moich sugestii. Nie wszyscy wydawcy przyjmowali je życzliwie. Sądzę jednak, że w obecnej sytuacji nauki!, w której daleko idąca specjalizacja zmierza do wzniesienia nowej, jes :cze wyższej wieży Babel, zastąpienie stylu indukcyjnego czymś w rod ?:aju tego nowego krytycznego stylu stanowi jeden ze sposobów, jakie mij)gądoprowadzić do zachowania czy raczej odtworzenia wzajemnego /^interesowania i wzajemnych kontaktów między rozmaitymi dziedzinami badań. Mam też nadzieję, że w ten sposób można również ożywić zainteres )wania inteligentnego laika.
Wszystko to jest oczywiście jedynie p ropozycjądo dyskusji. Trzeba jednak te sprawy dyskutować. Wydaje się nowiem, że przez dłuższy czas
mi jak te - może nawet pano-11 od czterystu lat.
nie dyskutowano wiele nad takimi kwesti wało tu milczenie od czasów Bacona, om
;j części mojego wystąpienia,
Przechodzę teraz do krótkiej końcow zatytułowanej: „Odpowiedzialność”.
Obawiam się, że od każdego, kto dziś coś mówi o ludzkiej czy społecznej odpowiedzialności uczonych, oczekuje się, iż powie coś o bombie. Pozwólcie więc, że najpierw usunę na bok bombę, to bowiem, co naprawdę chcę rozważyć, nie ma nic z nią wspólnego.
Jestem daleki od tego, by pomniejszać niebezpieczeństwo wojny nuklearnej. Jest to, jak wszyscy wiemy, straszliwe niebezpieczeństwo, a perspektywy jego uniknięcia sągorsze, niżbyśmy chcieli. Skoro tak jest, powinniśmy wydobyć to, co najlepsze, z tej nader nieprzyjemnej sytuacji. Wydaje się bardzo prawdopodobne, że będziemy musieli żyć przez dłuższy czas w cieniu tej bomby, a wszystko, co większość z nas może zrobić, to - tak jak to rozumiem - uznać tę sytuację.
Powinniśmy w każdym razie uniknąć popadania w histerię i głośnych proklamacji, że jest to niebezpieczeństwo, za które wszyscy ponosimy odpowiedzialność.
Jest bardzo dobry powód, by mówić, że za wypadki drogowe wszyscy ponosimy odpowiedzialność, wszyscy bowiem jesteśmy użytkownikami dróg i wszyscy skłonni jesteśmy popełniać niekiedy błędy, jako kierowcy i jako piesi. Wyjąwszy jednak bardzo małą liczbę politycznych i wojskowych przywódców, nic możemy zrobić niczego sensownego, jeśli chodzi o zapobiegnięcie wojnie nuklearnej.
Mówiąc to, zajmuję pozycję raczej przeciwstawną tej, jaką zajmuje wielu wartościowych i dobrze poinformowanych ludzi. Ostatnio ukazał się, na przykład, zasadniczy artykuł w interesującym periodyku, jakim jest „The Bulletin of the Atomie Scientists”, który rozwija najpierw argumentację filozoficzną wymierzoną w fatalizm i determinizm i dochodzi do wniosku, że wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za to, co się dzieje, a sytuacja jest skrajnie nagląca i rozpaczliwa, i wszyscy powinniśmy możliwie szybko coś zrobić.
Autor nie mówi, co powinniśmy zrobić. Przypuszczam, że każdy ma zrobić coś optymalnego, zależnie od swej konkretnej sytuacji.
Sądzę, żc ów- autor się myli. Nie myślę, iż byłoby to pomocne, gdyby miliony obywateli zaczęły odczuwać po prostu przymus zrobienia czegoś w związku z bombą oraz żywić poczucie, że byliby nieodpowiedzialni i
125