r
opłacane ryczałtem, raczej bierne doznanie, jakie utrzy. jnujesz w zamian za swoje dolary. W tych nowych przybytkach, które zagospodarowują wolny czas dzieci wyposażonych w gotówkę, rodzice zostali zredukowani do roli ochroniarzy z portfelami.
W „dorosłej kulturze”, bardzo poważnej i dojrzałej - bilans musi być przecież poważny paradoksalne jest to. jak spiskuje ona. by wykorzystać swawolność, nie winną spontaniczność i proste uczucia dziecka do sprzedawania tego. co ma na sprzedaż. W rezultacie powstaje bardziej dziecinna, mniej wolna i mniej zdyscyplinowana cywilizacja - nie „zanik dzieciństwa*' (jak Neil Post-man w poprzednim pokoleniu zatytułował swoją książką), ale zanik dorosłości, ponieważ dzieciństwo przynosi gospodarce konsumpcjonizmu o wiele większe zyski.
Owiązany z tym paradoks przejawia się na pracoholicz-nym rynku amerykańskim, gdzie „wolny czas” i „wesołe widowiska” są wszystkim, tylko nic wolnym i wesołym, i gdzie ludzie pracują więcej godzin ni/ w którymkolwiek innym z uprzemysłowionych krajów - nie na chwalę pracy, ale ze względu na spodziewaną satysfakcję, jaką przyniesie im zabawa. N i kt me wkłada tyle wysiłku i energii w zabawę i spędzanie czasu wolnego, co amerykańscy konsumenci. Rekreacja oznacza tutaj wszystko prócz lenistwa. Nie ma merwy o trzydzicstopięoiogCKlzinnym tygodniu pracy na wzór francuski - ten skrócony tydzień pracy, ustanowiony przez prawo, jest obecnie obiektem szyderst wa w krajach Europy, którym zależy na naśladowaniu Stanów Zjednoczonych. Niema mowy o sześciotygodniowych wakacjach, podczas których biznes niemalże zamiera na całe lato. jak w Berli nie czy Madrycie. Żadnego oryginalnego slow food na wzór uroczego ruchu powstałego we Włoszech, który pragnie zagrodzić drogę McDonald’sowi.
W postmodernistycznej gospodarce kapitalistycznej trzeba się ciężko napracować, żeby wygodnie żyć. Rupu-
J74
jącu społeczeństwo potrzebuje konsumentów rozporzą dz*UH°ych mnóstwem wolnego czasu, ale w rzeczywisto $ci pozostawia niewiele czasu na cokolwiek innego niż konsumpcja i ciężka praca służąca opłaceniu konsumpcji, konsumenci wice rzadko czują się wyluzowani lub wolni. Podróż, do miejsc, gdzie spędzają wakacje, wcale nie oznacza urlopu od kupowania. Zakupy robi się na lotniskach i dworcach kolejowych, w parkach tematycznych i kasynach, wzdłuż autostrad, którymi jedziemy na urlop, i w miejscowościach wypoczynkowych, w każdym hallu hotelowym, a także przez teIwizję i Internet w hotelowym pokoju.
Konsument czerpiący / rogu obfitości widowiskowych produktów, jakich dostarcza ciężko pracujący, wytwarzający j« w nadmiarze przemysł rozrywkowy, musi pracować jeszcze ciężej niż ich wytwórcy, żeby wszystko wchłonąć. Czy ktokolwiek jest w stanie nadążyć za filmami, progr amami telewizyjnymi, propozycjami z Internetu, grami wideo, ściąganą z sieci muzyką i zawodami sportowymi, czyli wszystkim, co składa się na nowy chich i igrzyska współczesnego rynku? Ktoś, kto chce być nu bieżąco w którejkolwiek z tych dziedzin, nie może szczędzić trudu i musi narzucić sobie dyscyplinę. Jeśli lego nie robi, gospodarka rynkowa zaczyna się chwiać. Nic dziwnego, że rekreacja, wciśnięta między wydłużone godziny pracy, sprawia często wrażenie pełnoetatowego zajęcia. Jeśli, jak oznajmił Dan Cook, dzieciństwo nakręca kapitalizm, niech dzieciaki zabiorą się lepiej do roboty.
1 Dan Cook. Lunchtac KuLs inui Uk Mutwtpiace, Tktn nM
Nuto, 20 sierpnia 2001, wvv\vJi:im;igarinc/>Tf..
Książką Pbilippłća Arie? Jfeocja &tieci&8l\cu: drii:r*n i mdr.ina u: d«u»-nyeh ttotudt (pr«;f. Maryna Ochab. Maiabut, Gdańsk 199S) lo pienię chyba wsputra-esne opracowanie, ktćk* juk lylk<i przydaje dzieciństwu historię, ale i punki wyjścia Neil Postman niżwiia konccpiyę.Łęndnic zktń-rq „współcześnie Dbifrcie dnnwfcZri In w znacznej mienie wybnu- prasy
175