72 U ROZDZIAŁ 1
ale też tym bardziej nie powinniśmy zakładać, że są one siekierką, którą zamieniliśmy na kijek.
Antropologia jako dyscyplina nigdy nie przestała wahać się w tej kwe stii. Dopiero całkiem niedawno zaczęła być poważnie wykorzystywana w ramach ekologii politycznej46 - dlatego zresztą nie chcielibyśmy tutaj podnosić zarzutów, że w powszechnym odczuciu raczej kiepsko opierała się pokusom egzotycznych błyskotek, które starała się jej podrzucać eko logia głęboka - że niby barbarzyńcy z większą troskliwością traktowali Matkę Ziemię niż ludy cywilizowane. Od pierwszych kontaktów, jakie w początkach nowoczesności nawiązywali antropolodzy, rozumieli oni. że na linii pomiędzy „dzikusami” a naturą coś szwankowało, że w naturze ludzi Zachodu tkwiło coś nie do przyjęcia przez inne nacje. Antropologii zajęło jednak sporo czasu, jakieś trzy stulecia, zanim zrozumiała, że natura d 1 a antropologa była zbyt upolityczniona, by przyjąć lekcję o „dobrych dzikusach”47. Pzypomnijmy pokrótce drogę, jaką było trzeba przebyć ku tak szczególnej polityce natury.
W pierwszym odruchu ludzi „pierwotnych” brano za „dzieci natury" - coś w rodzaju pośredniego ogniwa pomiędzy zwierzęciem, człowiekiem i mieszkańcem Zachodu. Nie było to sympatyczne ani dla zwierzęcia, ani dla dzikusa, ani dla człowieka Zachodu, z których żadne i pod żadną po stacią nie miało okazji żyć „w” naturze. W kolejnym, przyjemniejszym już stadium uznano, iż autochtoni, chociaż tak samo różni od natury jak Biali, to jednak wiedli żywot „w harmonii” z nią, szanowali ją i chronili. Hipoteza ta nie utrzymała się ani w etnologii, ani w badaniach prehistorycznych.
46 W tej właśnie kwestii widzę wagę pracy Philippea Descoli (1986, a także 1996) „Monistyczny” antropolog powinien zainteresować się przede wszystkim naturalizmem „Wniosek nasuwa się nieodparcie: wystarczy usunąć koncepcję natury i cała filozofii / na budowla osiągnięć Zachodu zacznie się walić. Ale ten intelektualny kataklizm mc musi wcale postawić nas w obliczu wielkiej pustki Bycia, którą niezmordowanie opir wał Heidegger, a jedynie przekształci naszą kosmologię i sprawi, że dla wielu kultur iu krawędzi przyjęcia wartości, o których wierzą, że są nowoczesne, przestanie być aż lak egzotyczna” (1996: 98). Jednak jak zobaczymy w rozdziale 5, wcale nie jest pewne, czy antropologia - nawet porównawcza lub monistyczna - dotrzyma kroku nowym wy zwaniom politycznym, które postawi przed nami kontrowersyjne wkomponowywanie wspomnianych wcześniej „kultur”.
47 W ostatniej części rozdziału 5 przekonamy się, jak należy rozegrać ową scenę pin wotną „pierwszego kontaktu".
*ui w ekologii - dziedziny te co rusz znajdowały nowe przykłady bezlitosnego niszczenia ekosystemów, totalnego rozdźwięku, niezliczonych ztilmrzeń równowagi, nie wspominając już o gwałtownej nienawiści wo-bci środowiska. W gruncie rzeczy pod szyldem owej „harmonii” antropolodzy stopniowo zdawali sobie sprawę, iż nie powinni spodziewać się pkichś szczególnie sympatycznych relacji z naturą, ale obecności kategoryzacji, klasyfikacji i porządkowania bytów, niewprowadzających jednak wyia/.nego rozróżnienia między rzeczami a ludźmi. Różnica brała się nie Mątl. że dzicy traktowali naturę tak dobrze, ale stąd, że nie traktowali jej w\ ale.
Irzeci, bardziej skomplikowany etap wyznaczało więc uznanie au-kn hionów (przechrzczonych w międzyczasie na „przedstawicieli ludów nir/.u hodnich”) za twórców złożonych kultur, których kategorie ustanawiały odpowiedniości między porządkiem natury a porządkiem ♦fn>lei /.nym. U ludów tych - mawiano - w porządku świata nie zachodzi Mi.io nie zdarzałoby się jednocześnie u ludzi - i odwrotnie. Nie ma kla-tyftkacji zwierząt czy roślin, która nie pomagałaby się orientować w po-«»4«lku społecznym; nie ma klasyfikacji społecznej, która nie pozwalałaby jfelfiiu zcśnie nawigować w skomplikowanych podziałach bytów naturalna l» Szybko jednak coraz subtelniejsi antropolodzy zaczęli rozumieć, iż wprowadzając rozróżnienie, które w najmniejszym stopniu nie «*irirsuwało badanych, dawali kolejny wyraz nieznośnemu etnocen-•M/inowi. Podkreślając, że inne kultury ustanawiały „odpowiedniości” «Mf«l/y porządkiem naturalnym a porządkiem społecznym, antropologii |M/vjmowali to rozróżnienie za oczywiste, funkcjonujące poniekąd 4 tmui y rzeczy. Tymczasem kultury owe nie mieszały wcale porządku /nego z naturalnym: pomijały to rozróżnienie. Pominąć h* Itniomię nie znaczy tyle, co połączyć dwa zbiory w jeden, ani tym bar-t«> samo, co „przekroczyć” ją.
I >l.i antropologii, nareszcie symetrycznej czy też monistycznej, inne zaczęły stanowić teraz o wiele większy problem - okazały się nw.u regułami klasyfikacji włączającymi w jeden porządek - czy też, *4».omY tu powiedzieli: w jeden kolektyw - byty, które my, ludzie Za-zawsze staramy się rozdzielać. Inaczej mówiąc, kiedy my byliśmy f»... i. >11.110. że utrzymanie naszego kolektywu koniecznie wymaga dwóch «A-łr.. Invtli izb, większość innych kultur uparła się, by nie miei