Wniejszemi laty mógł mu życie nawet odebrać bezkarnie.
Sami właściciele ziemscy nigdy w dobrach swych nie mieszkają, a są i tacy, którzy ziem swoich nigdy w życiu nie widzieli. Administracyą zajmuje się t. zw. „Wekil“, t. j. rządca, Arab lub Grek, który pana swego wyzyskuje, a lud gnębi i uciemięża. Dlatego też, pomimo żyźnej roli i dobroczynnych fal Nilu, gospodarstwo wiejskie pozostaje w zupełnem zaniedbaniu i małe przynosi dochody. Jedynem źródłem bogactwa jest rozpowszechniona dziś nad Nilem uprawa bawełny i trzciny cukrowej.
Fellah, przez Arabów zwany „Uled-el-maw“, czyli syn Egiptu, zachował tak w powierzchowności swej, jak i w usposobieniu, wiele z charakteru swych praojców, starożytnych Egipcyan. Mniej przebiegły od Araba, jest on o wiele pracowitszy, a przytem łagodny i dobroduszny. Żyje w nędzy, ale nie zna troski o jutro, a na wymysły naszej cywilizacyi patrzy z pogardą. Jeśli posiada grosz jaki, to wydaje go w tejże chwili, gdyż przyszłość, według niego, tylko do Boga należy. Wszak Allah wszechwładny zbudzić może nędzarzem tego, który usnął bogaczem i naodwrót.
Całym ubiorem fellaha jest długa, niebieska, bawełniana koszula, szerokiemi opatrzona rękawami, na piersiach otwarta. Takąż samą koszulę noszą także kobiety z tą różnicą, że na głowę zarzucają rodzaj zasłony lub płaszcza, a twarz zakrywają wązkim kawałkiem czarnej kitajki, spiętym u nosa metalową sprzączką. Ruchy tych kobiet są zręczne i żywe, ramiona nadzwyczaj kształtne i rozwinięte, biodra zaś szczupłe, co nadaje całej postaci giętkość niezrównaną i przypomina staro-egipskie posągi. Twarze jednak u starszych ohydne, a ubiór, choć upiększony świecidełkami i rozmaitemi ozdobami, jest zwykle tak brudny, że budzi wstręt mimowolny.
Na każdej stacyi tłumy ludu otaczają wagony;