8
Szlachta, usuwając całv wielki lud w po mroczę, nieustannie dobija się wolności i swobody indywidualnej. • •— Niezmiernie żywa i ruchliwa jest ta dążność i praca, — Urabia sie poczucie w indywidualne siły — a częstokroć i w samolubne jej użytkowanie i przecenianie. Każdy szlachcic czuje si| w Rzeczypospolitej jednostka czynna, niezależna, czuje się sobą. Hu ludzi tyle dążeń — a dażenia te- skupia żądzą wolności nieograniczonej i (szczęściem!) wielka idea miłości ojczyzny. Cóż to za homerowski, co za epiezny świat! Wałcza w sejmie i na wojnie dla idei, dla przekonań nawet partykularnych — ale nigdy z przymusu, nigdy z rozkazu. Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie; Radziejowski-, Lubomirski,. Chmielnicki stoją z wojskiem przeciw królowi. Każdy niemal możno władca ma swój dwór, swoje wojsko i swoja dyscyplinę. Królewiąt w Polsce co nie. miara: — to zguba dla Polski, ale dla epopei jakiż mat ery ał! — Rzymian chcieli naśladować Polacy, a jakże żywo przypominają Hellenów! Z całej Grecyi zgromadzili się csiażęta i wodzowie i wojska na wezwanie Agamemno-na — ale z własnej woli: rozmaite skłaniają, ich do tego powody, ale ida z własnej woli i wódz i wojownik ! Walczy, jeśli chce — odstąpi sprzymierzeńca, jeśli go obrazi — i nikt mu nie wzbroni —• wodzowi wojsko posłuszne tylko z uczucia czci dla jego dzielności. Niechno stchórzy albo jarzmem zechce ich przygniatać! — Toż samo prawie w Polsce. Nie ma żołnierzy — sa wojownicy i bohaterowie, którzy dobrowolnie poświęcają się w obronie ojczyzny.
A ileż to już nie tylko na wojnie, nietylko w senacie i sejmie, ale i w- domowem pożyciu i w zacisznym kacie epicznych żywiołów. Zycie Polaków nie było miastowem, gdzie wiele na pozór ruchu i gwaru, ale ludzie częściej się widując, więcej przywykąja do siebie i wprawdzie ciągłą, maja możliwość znoszenia się ze sobą, wzajemnego udzielania, lecz z czasem staja się dla siebie obojętnymi, witają, i żegnają, jednakowa twarzą. -— Szlachta żyła na wsi, rozstrzelona: dwór odległy od dworu. "— Tym sposobem rosła miłość rodziny i
dworze, czy też w czasie zimowej zamieci pożądanym był gość, zkadkolwiek przybywał. Brat czy krewny, przyjaciel czy znajomy, a nawet zupełnie obcy, jeśli pozdrowił w imię Boże a zaprezentował swoja godność szlachecka, wnosił do domu radość i wesele. Witano go i przyjmowano serdecznie, bo i gospodyni była rada, że półgęski i kumpie i skrzydliki ozoru nie załeża marnie w spiżarni — i gospodarz, że z gościem skosztuje miodku lub wina przy starej daty, a co wnęce), do woli będzie mógł się nagadać, napytać i na-rozpowiadać o wszystkiem, co leży na sercu, co weseli lub boli.
domu a zarazem wyrobiła sie silna potrzeba to-warzyskości — wielka gościnność. W jcichym samotnym dworze, wśród głuchych puszcz i lasów, gór lub stepów, czy to wiosenne zajaśniało słońce, czy miły wieczór w lecie zapraszał pod lipę ? co ocieniała poją kże
Dom cichy, samotny zaludniał się szlachta całych województw, o której pan brat przywiózł wiadomość, myśl zajmowała się historya wielu publicznych i prywatnych wypadków opowiadanych żywo, obrazowo i jowialnie.
.— A dopieroż kiedy Bóg dziecięciem pobłogosławił, kiedy żeniono syna, zaręczano lub za maż wydawano dzieweczkę — jakże tu gwarnie było, jak ludnie! — Starostowie państwa młodych z epicznym talentem rozwodzili się nad genealogia obu domów, w sążnistych gratulacyach dawali wolę swej mówności. Oracye szły po oracyaeh, życzenia po życzeniach — wnoszono kielichy —• wesołość brała górę i sypały się jakby z rogu obfitości facecye i żarty, „jovialites“ i fraszki. — Każdy szlachcic poczytywał sobie za obowiązek znać najdokładniej nietylko historya swojej rodziny, ale i wszystkich sąsiednich i o wszystkich w Polsce coś wiedzieć i umieć powiedzieć. — Znać dzieje rodzin szlacheckich znaczyło tyle, co znać dzieje narodu, bo Polska nie była nigdy państwem politycznie silnie zorganizowanem, lecz żyła i stała indywiduami. Ztad ta rozmaitość i barwność przeszłości naszćj, ztad tak .częsty rozkwit, podnoszenie się na wysokie szczyty i tak częsty upadek. Żywa, eangwi-