34 NASZ LAS I JEGO MIESZKAŃCY.
panuje nieubłagana i odwieczna nienawiść: pies, wydając ostatnie tchnienie, jeszcze się wpija zębami w wilka, wilk nie daruje mu również nigdy. Nieraz jednak jakiś tchórzliwszy pies umyka przed wilkiem, który wówczas zaczyna go ścigać, zapędza się za nim do wsi, a zobaczywszy po drodze nie dość szczelnie zamkniętą obórkę, przerywa pościg, zagląda do niej i wraca szybko, ale już z owcą na plecach. Gdy mu się raz uda, próbuje wciąż następnie, i odtąd codzień we wsi słychać o jakiejś nowej szkodzie,
0 nowej bezczelności wilków. Czasami dochodzi do tego, że wilk ośmiela się wpaść do chaty.
Aż wreszcie przebiera się miarka: ludzie, którzy z początku biadają tylko, postanawiają pozbyć się szkodników i urządzają obławę. Na tego zwierza wolno polować zawsze i wszędzie,
1 w jaki kto chce sposób: za swe wyprawy zbójeckie, za wyrządzane ludziom szkody został on wyjęty z pod prawa, jak prawdziwy rozbójnik. I rzeczywiście od chwili, kiedy dał znać ludziom o swojej obecności, niema już spokoju, chyba, że się znów zaszyje w niedostępną gęstwinę.
Polowanie na wilki — to nie takie sobie zwykłe upędzanie się w polu za zającem, albo strzelanie na błotach do kaczek. Dziś, gdy większego zwierza niema już prawie zupełnie w naszych lasach, prawdziwy myśliwy może jeszcze użyć wrażeń, polując zimą na wilki. Kilku myśliwych siada do sanek, zaprzężonych w rącze konie, i wesoło wyrusza ze wsi. Każdy trzyma w ręku strzelbę, a na dnie sanek leży w worku prosię, przeznaczone na wabia. Myśliwska drużyna wjechała już do lasu; wokoło pusto i głucho, tylko wiatr kołysze nagie wierzchołki drzew; konie pędzą naprzód. Nagle prosię, pociągnięte umyślnie za ogon, zaczyna kwiczeć; na głos ten zbiegają się zewsząd wilki i, wyjąc, coraz ciaśniejszem kołem otaczają jadących. Z sanek pada jeden strzał, potem drugi, trzeci... rozdrażnione wilki z większą zajadłością zaczynają się rzucać do sanek i koni. Przelękłe konie pędzą jak szalone, unosząc sanie, z których co chwila błyska światełko i strzał się rozlega: myśliwi mierzą dobrze, po każdym strzale jeden napastnik rozciąga się na śniegu. Dzięki rączym koniom i dobrym strzelbom, mogą oni drwić z wycia wilków i ich ostrych zębów, ale dla czworonożnych rabusiów polowanie takie kończy się zazwyczaj smutno, znaczna ich bowiem liczba pozostaje na placu. Czasami jednak i dla myśliwych sprawa przybiera groźny obrót: jeśli wilków zbierze się zbyt wielka zgraja i uda im się pozagryzać