207
pieśni nabożne, z wyciągniętymi w niebiosa rękoma, odważnie Tzucały się w fale Wisły i tonęły. Ile razy matka moja o tym wspominała, nigdy się od płaczu utrzymad nie mogła.
Stanisław Zienkiewicz oszczędnością zebranym groszem, kupił dwfc dworki na Pradze: wśród wojny 1791 r. przeniósł się pod Mokotowskie rogatki, i tam w domu dotąd istniejącym (po lewej ręce) zamieszkał. Pewny był bezpieczeństwa pod samą stolicą, lubo nieraz strach wielki w czasie oblężenia Warszawy, padał i na to zacisze. W Belwederze był kościółek: co rano więc z żoną i dziatwą, mógł mszy świętej wysłuchać. Za nim na dwór wojewodziny matka się moja dostała, zaczął się starać o jej rękę, młody i przystojny doktór z pułku Mirowskich. Ujrzał ją po raz pićrwszy gdy szła na nabożeństwo do kościółka Belwederskiego. Odtąd, oczekiwał zawsze wcześnie w alejach na jćj wyjście, a matka nie umiała opowiedzieć strachu jaki miała, kiedy go stojącego na uboczy dojrzała. Nie długo znalazł wstęp do domu jej rodziców, i wkrótce stał się codziennym a miłym gościem. Oboje Zieńkiewiczowie polubili szczerze młodego doktora, który nauką, ogładą i talentem, powszechny miał szacunek. Kiedy dostała się na dwór wojewodziny, już się uważała za narzeczoną jego: gdy w r. 1794 wybuchła wojna. Doktór kufry ze srebrem i rzeczami zostawia u Zienkiewiczów, sam udaje się na pole bitwy. Dnia 5 Listopada, marudery z wojska nieprzyjacielskiego napadają rogatki Mokotowskie i dom ich. Zienkiewicz ranny pada, córka najmłodsza w kołysce zabiła, wszystko co było do wzięcia złu-piono i zabrano. Nazajutrz staje młody doktor w tymże domu, jakiż się obraz jawi jego oczom? Przez okna wybite, śnieg wiatrem gnany zasłał podłogę: przy kominie stary Zieńkiewicz przewijał ranną nogę: a żona jego pochylona nad trupem małej dziewczynki w kołysce,' gorzkim zawodziła płaczem. Syn i córka cicho w kącie siedząc razem łkały: kufry odbite, sprzęty połamane: przedstawiały widok świeżego napadu i łupieży. Zapłakał zacny młodzian wraz z niemi , podzielił się jeszcze chudobą swoją: szczęśliwy, że narzeczona jego w bezpiecznym była ukryciu na dworze wojewodziny. Pospieszył do nićj na pożegnanie: a gdy armia polska rozeszła się, przyjął obowiązki na Litwie u jednego z bogatszych panów. Myślał że potrafi los swój poprawić, wrócić do Warszawy, i połączyć się z narzeczoną: przeznaczenie inny mu koniec wskazało. Pan ten miał przy sobie młodą i piękną francuzkę. Zalotna, nieobojętnym okiem musiała poglądać na przystojnego doktora: ów pan, trawiony zazdrością, wywabił go na przechadzkę, i wprowadziwszy na most przy młynie wodnym, wskazując mu jakiś przedmiot w bystrój rzece: pochylonego popchnął w jej nurty. Pęd wody, biednego młodzieńca rzucił pod koła młynu, i tam skończył życie. Zbrodnia uszła w tych czasach zamieszek w krajr bezkarnie.
Zieńkiewiczowie przenieśli się ze zniszczonego domu, w spokojniejszych czasach, i qsied w jednym z dworków swoich na Pradze, gdzie lat kilka zamieszkiwali. Tu się przeniosła ju i matka moja, o której rękę zaczął się starać mój ojciec. Z królem Stanisławem Augustem wy jechał do Petersburga, a gdy monarcha ten na jego ręku skonał, nie zatrzymany świetną przy-szłościę powrócił do kraju. Siedm lat trwało to staranie się o rękę mój matki (jak mi sama opowiadała) cukry, i prezenta przybywały z Petersburga. Gdy osiadł w Warszawie, często już jako narzeczony przychodził na Pragę. Raz była Wisła bliska puszczenia; ojciee idzie śmiało,